wtorek, 30 października 2012

pierwsze, SPOKO!(*) danie w MM

W końcu znalazłam coś, co mogę zjeść na mieście (APLAUZ na widowni), w Mińsku nie ma knajp wegetariańskich a dania bezmięsne w knajpach ograniczają się do pizzy ze szpinakiem albo naleśników na słodko (raz taką pizzą się zatrułam, mimo, że w smaku była całkiem niezła pewnie to zasługa rozmrażanego i mrożonego ponownie szpinaku). Jednak w PIANO PIZZA (na ul. Sienickiej - zareklamuję, może rozszerzą ilość dań wegetariańskich :D) są placuszki z cukinii z żurawinami i śmietanką. Wolę jednak te placki na ostro (a w Piano mają genialny sos pomidorowy). Placuszkami spokojnie można się najeść - jedna porcja to 5 sztuk. Jak się zamawia do domu, dobre są nawet do odgrzania na następny dzień. Cena też spoko. Polecam :)))
Z innej beczki, gdybyście chcieli wiedzieć na bieżąco co u Platona, wpadajcie tutaj >>>KLIK<<<

sobota, 27 października 2012

kudłate szczęście...

Ból po odejściu Oli jest duży i nie chce minąć. Serce jest obdarzone miejscem na nową, futrzastą miłość... Wczoraj razem z rodzicami obraliśmy kierunek Józefów. Każdy kto był w schronisku w celu wybrania psa wie, że jest to najtrudniejsza wizyta na świecie. Wybierasz jednego, zostawiając setki. Niby nie planowaliśmy wracać już z psem, nie mieliśmy nic, ani jedzenia, ani obroży, nic. Absolutamente nada. Ale tam był on. Ciapa taka totalna. Jedyny, który nie pchał się do głaskania. Wręcz uciekał. Normalnie Wypłosz nie rób scen!!!. Skradł mi serce w kilka sekund. Pozwólcie, że przedstawię Platona. Platon w schronisku nazywał się Jotek, trafił tam po interwencji. Psina boi się strasznie, najlepiej czuje się na łóżku. Poza świerzbem w uszach okaz zdrowia. Bałam się jak to nam się poukłada, ale idzie wszystko w dobrym kierunku. oto i on:

czwartek, 25 października 2012

i umarła...

To ciężkie kiedy człowiek nastawia się na coś dobrego a nagle dochodzi do kompletnie niespodziewanej sytuacji, mega negatywnej. Nastawiłam się na to, że po zabiegu z Olą będzie super, że spędzimy ze sobą jeszcze kilka lat, że będzie jeszcze tyle super chwil, które będziemy potem jeszcze miały okazję powspominać. Okazało się, że los ma dla nas przewidziany inny scenariusz z którym nadal nie potrafię się pogodzić choćbym nie wiem jak chciała. Ola odeszła 23 października ok. godziny 19. Nadal mam ten obraz przed oczami i pewnie nigdy się go nie pozbędę. To trudne emocjonalnie i nawet fizycznie pogodzić się z tym, że jej już tu nie ma. Na dywanie mam pełno żwirku i nawet nie chcę go sprzątać, ciągle mi się wydaje, że zaraz wejdzie do pokoju rzucając mi spojrzenie numer 5. Albo firmowo rozłoży się na materacu domagając się masowania brzuszka. Jestem zła, wściekła, rozgoryczona. Pewnie dlatego, że w piątek i sobotę wmawiałam sobie, że wyzdrowieje, że już będzie wszystko dobrze... a kilka dni potem ona zasnęła na zawsze. Chociaż zawsze jak się kogoś kocha jest za krótko, za wcześnie i za bardzo boli... Kocham Cię Oluś, mam nadzieję, że gdybyś urodziła się ponownie wybrałabyś znowu życie ze mną. Dziękuję Ci za te wszystkie lata, które ze mną spędziłaś, za ciepło, miłość... za to, że byłaś. Nigdy nie przestanę Cię kochać i nikt, nigdy nie zastąpi Twojego miejsca. Zawsze będziesz moją małą, kochaną kruszynką.

środa, 17 października 2012

adopcje...

Zajadając się placuszkami z cukinii postanowiłam lekko tu odkurzyć. Co jakiś czas będę tutaj wstawiała zwierzaczki do adopcji z mojej okolicy. Nuż znajdzie się ktoś, kto będzie chciał stworka przygarnąć. Ale zanim wkleję pierwszego poszukiwacza dobrego serca chciałabym napisać o czymś fajnym. Chyba jedna z nielicznych, dobrych wiadomości, którą można usłyszeć w faktach bądź informacjach. Usłyszałam o tym dzisiaj i stwierdziłam, że jak najbardziej jest to inicjatywa godna nagłośnienia i naśladownictwa. Pewna pani, właścicielka sklepu zoologicznego postanowiła pójść o krok dalej i poza zakupami w jej sklepie można zaadoptować sobie zwierzaka. Ową panią jest Weronika Balcerzak z Poznania, która kierując się ogromną miłością do zwierząt stwierdziła, że będzie to dobry sposób na pomaganie bezdomnym zwierzakom. Pani Weronika podpisała już ponad 100 umów adopcyjnych, umowy podpisuje, żeby zabezpieczyć zwierzę przed trafieniem na kogoś nieodpowiedzialnego. Oczywiście taki proceder uaktywnił się też w drugą stronę, tj. do pani Weroniki trafia coraz więcej potrzebujących zwierząt. Inicjatywa jak najbardziej super, na pewno pracochłonna i pani Weronika musiała w swoim sklepie znaleźć dodatkowe miejsce dla zwierzaków do adopcji, ale pomyślcie sobie, żeby więcej było takich miejsc to schroniska byłyby odciążone, także ludzie chcąc kupić jakiegoś zwierzaka mogliby w zamian wybrać tego do adopcji. więcej o pani Weronice tutaj >>>KLIK<<<< Przechodzimy do futrzaczka potrzebującego nowego domku. Do adopcji w moim mieście jest 3,5 miesięczna granulka (widziałam ją na żywo w swojej lecznicy, jej maniunia, dosłownie można 3mać ją na jednej dłoni, zbyt duża to ona nie urośnie), typowy piesek do noszenia na rękach i kochania. Piesek został znaleziony na osiedlu w Mińsku i dostarczony do przychodni Ampułka, piesek waży o 2 kilo, najprawdopodobniej jest mieszanką pinczerka i yorka. Lubi się z innymi psami i kotami. Nie jest hałaśliwa. Jak wiadomo mały piesek często potrzebuje wychodzić na dwór - granulka w sytuacjach alarmowych potrafi skorzystać z kuwety ;). Granulka poszukuje kochanego człowieka. Może ktoś by chciał ją pokochać?

piątek, 5 października 2012

ślepa wiara w autorytety.

Oglądacie może czasem taki polski serial lekarzach "na dobre i na złe"? Ja w sumie miałam sporą przerwę, wróciłam do oglądania w momencie pojawienia się Żebrowskiego w serialu. Michał Żebrowski grał rolę autorytetu, specjalisty, który w rzeczywistości często szkodził bardziej niż pomagał swoim pacjentom. Mówię o tym bo tak też się stało u nas. Jeździłam z Olą do pani weterynarz, która została mi polecona przez wiele osób, autorytet, guru mogłabym wymieniać w nieskończoność. Mówią, że błądzić i mylić się jest rzeczą ludzką... ale czemu często ceną jest czyjeś życie. Ola miała zdiagnozowanego chłoniaka z przerzutami na płuca. Była objęta leczeniem paliatywnym. Miałam masę wątpliwości jednak do końca nie potrafiłam się zdecydować co dalej. Pomógł mi trochę TEN na górze do którego (wstyd się przyznać) ale zawsze biegnę jak już jest tragicznie. Zmieniłam Oli lekarza. Chłoniak z przerzutami na płuca okazał się potwornym stanem zapalnym ucha przez który węzeł chłonny po prostu się powiększył. Płuca okazały się być bez zmian nowotworowych (dowód: 2 zdjęcia RTG). Sytuacja jest dramatyczna bo sterydy sytuacje pogorszyły. Czeka nas ciężkie i długie leczenie, dodatkowo nie wiadomo do końca jakie spustoszenie w organizmie zrobił tak duży stan zapalny. 2 dni temu rozpoczęliśmy antybiotykoterapię. Antybiotyk i ogólnie w zastrzyku i w preparacie wstrzykiwanym bezpośrednio do ucha. Węzeł powoli wraca do swoich rozmiarów jednak stan zapalny objął (lub wpłynął porażeniem) na nerw twarzy kota no i kicio nie domyka prawego oka i ma problem z ruszaniem języczkiem i pyszczkiem co mnie martwi ogromnie. Ola ogólnie czuje się dobrze, jednak wiem, że na pewno jest trochę osłabiona. Je normalnie (zmieniłam jej miski na płaskie talerzyki, żeby było jej łatwiej jeść), dałam jej też do picia ulubione mleko (nie kocie), żeby trochę poprawić komfort tego ciężkiego leczenia. Wczoraj miała takie straszne zabiegi wykonywane. Ropa chlustała z krwią dosłownie wszędzie (ja wyglądałam jak bohater jakiejś teksańskiej masakry piłą mechaniczną) a Olcia... bolało ją :(, swędziało :(, piekło :( ogólnie wszystko co niedobre. Tak mi jej było szkoda. Ale taką ulgę po tym poczuła. Wszystkie mięśnie aż jej na główce drgały. Dzisiaj poszłyśmy na spacerek, w ogóle taka dumna z niej jestem, nie muszę jej zapinać na szelki, smycze, ona tak się pilnuje kochana, dzisiaj nawet mówię Ola zimno jest, idziemy do domu bo jeszcze się nam jakaś infekcja przypałęta i lolo do domku powolutku z 2 przystankami na obserwację ale sama poszła do klatki a potem do mieszkania. Po sterydach jadła więcej więc ciągle mi się wydaje, że je za mało. Podobnie z robieniem bobków, ciągle biegam do kuwety i sprawdzam i się nakręcam ale tak bardzo bym chciała, żeby jej stan się poprawił. Wiem, że jeżeli coś pójdzie nie tak to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Bo to ja zawierzyłam weterynarzowi, powinnam go zmienić wcześniej. Boję się... bardzo to nasze zdjęcia z dzisiaj:
Olo patroluje teren
Olo na ścieżce
słit focia z rąsi zawsze spoko (tylko głowy nam poucinało :D)
tugeza ;)