środa, 7 sierpnia 2013

najgorsze za nami... a może przed?

Nie wiem jak to się udało, dosłownie cudem jakimś ale koty są już przeprowadzone. 3ka wolnożyjących kotów (Gucia, Filemon i Bonifacy) zmienili miejsce zamieszkania i... już nie są takie wolne. Nie wiem jak to będzie dalej, jak to jedna mądra pani mi napisała "nie ma co się wymądrzać bo na kotów mądrego nie ma" i tak chyba właśnie jest. Od tygodnia kocichy są w specjalnie wybudowanym dla nich catio (budowa pochłonęła ok. 3000). Kocurki zachwycone, kiedy są największe upały owszem kimają ale wieczorami i przed południem dają czadu równo, ganiają się, dokazują, bawią się, wspinają, drapią, kopią, biją się na niby, polują ogólnie pełen wypas. Za to Gucia... Gucia swoje przeżyła. To kocica po przejściach, ma obcięte uszy (było podejrzenie, że może to jakaś choroba albo odmarzły jednak weterynarz po dłuższych oględzinach stwierdził, że obcięcie to najpewniejsza opcja), dodatkowo kocia przynajmniej 3 razy była przeganiania z miejsca na miejsce (o tylu razach słyszałam od sąsiadów, mogło być ich więcej) także jej zaufać jest bardzo ciężko. Obawiałam się o jej zdrowie psychiczne więc jestem w kontakcie z wieloma osobami, które w takiej sytuacji mogą pomóc najbardziej - tak dla wszystkiego, strzeżonego pan Bóg strzeże (ponoć). Kocurki są w catio o 1 dzień dłużej od mamy (po prostu nie było problemu ze złapaniem) z Gucią było... inaczej. Rozmawiałyśmy już kilka miesięcy o przenosinach (Gucia nie mogła tu zostać z kilku powodów 1) ja się wyprowadzam a tylko ja kocicę karmiłam i u mnie na balkonie miała swoją kryjówkę, 2) w bloku i domkach nieopodal są agresywne psy, których właściciele (bo opiekunami ich nazwać nie mogę) puszczają je luzem (efekt pogryziony Filemon - 4 miesiące walki o łapkę i walka wygrana :))), 3) budowa nowej ulicy przy samym lesie gdzie chadzały koty, 4 ) fala otruć))) Gucia miała dać znać kiedy chce zostać złapana, no ale czas naglił (sytuacja z otruciami zaczęła się powtarzać) także zaczęłam próbować w poniedziałek, niestety... ani klatka-łapka ani podbierak. Gucia była szybsza. Stwierdziłam więc, że dam jej spokój. We wtorek cały dzień przespała na balkonie, najadła się i miała już schodzić siusiu kiedy otworzyłam drzwi balkonu, przybiegła do mnie, niewiele myśląc chwyciłam ją za kark i wsadziłam do transportera. Jakoś strasznie nie protestowała ale chodzi o sam fakt. Zawiodłam jej zaufanie. Osoby do których pisałam w tej sprawie mówiły, że to było jedyne słuszne wyjście ale moja relacja z Gucią uległa całkowitemu zniszczeniu i muszę pracować nad nią od zera (a nawet gorzej bo już jakiś tam uraz Gucia ma). Kocina czasem zapomina, że ma na mnie focha i ochoczo zbiega jak przychodzę ale w momencie kiedy szamie np. smakołyka nagle jej się przypomina i ode mnie odchodzi. Na chwilę obecną nie mogę jej wypuścić, jest taka zasada, że kot od 3-6 miesięcy musi spędzić w zamknięciu aby jakoś oswoić się z miejscem potem można spróbować wypuszczenia ale różnie się to może skończyć (na stary teren nie może wrócić bo spółdzielnia ma plany dot. zamknięcia osiedla i zrobienia gigantycznych remontów bloków - także zero szans na stare porządki)... i tak mam z jednej strony kaca, że może w ogóle trzeba było tych kotów nie ruszać a z drugiej strony jak widzę, że maluchy są szczęśliwe i Gucia w końcu wyspana i nie pogryziona to mam takie przeczucie, że jednak dobrze zrobiłam.