poniedziałek, 16 grudnia 2013

Azja - krok na przód?

Kiedy czytamy o tym co dzieje się w Azji, jak traktowane są tam zwierzęta, co tam się zjada z czego robi się sztuczne futra zalewa nas krew. Jednak ostatnio coraz więcej jest akcji, które mogłyby sugerować, że Azjaci zmierzają już w trochę innym kierunku. W kierunku zmian. Wspominałam kiedyś o akcjach fundacji pro-zwierzęcych w Azji dotyczących problemu psów rozjeżdżanych na ulicach czy niszczenia środowisk zwierząt dzikich. Dzisiaj troszeczkę inny temat. Osoby prywatne tzw. szaraki (żadne fundacje) i dwie akcje, których może nie "głównymi bohaterami" jednak z całą pewnością motywatorami były koty.

Pierwsza historia dzieje się na terenie Szanghaju. Wyobraźcie sobie dziesiątki klatek w każdej ściśnięte koty, które jechały na rzeź. Ogromna ilość. Parę ładnych setek kotów jak szprotki w puszkach. Część z kotów miała wylądować na chińskich talerzach. Inne w wazach z uznawaną za przysmak zupą. Jeszcze inne jako obszycia kurtek/czapek/szalików/butów itd. W Chinach znęcanie się nad zwierzętami i wykorzystywanie ich do celów kulinarnych jest czymś powszechnie akceptowalnym, policja nie reaguje na zgłoszenia zwierzęcych zapaleńców. Ostatnio jednak coraz częściej zauważa się akcje mające na celu zmianę w traktowaniu zwierząt w Chinach. Ludzie mobilizują się i skrzykują za pośrednictwem internetu i... napadają na transporty kotów na rzeź. Ostatnia akcja pokazana została całemu światu 29 listopada. Tłum napadł na kierowcę ciężarówki i uwolnił 600 kotów, których chwile na tym świecie były policzone. 600 kotów było ciasno upakowane w 32 klatki. Miały zostać przerobione na mięso i futra. Połowa zwierząt trafiła do domów ludzi, którzy zorganizowali się w internecie. Druga połowa do weterynarzy i schronisk. Podobne ataki w Chinach są coraz częstsze. Całej akcji przyglądała się policja - jednak nie interweniowała. Krwawe statystyki donoszą, że rocznie zabija się w Chinach ponad 2 miliony psów i kotów jednak w większych miastach powoli zaczyna się to zmieniać.


przykładowy transport kotów w Chinach grafika google


Przenosimy się do Japonii aby poznać pana Mamoru Demizu - współczesnego Robin Hooda. Jest to 48letni mieszkaniec Izumi, który podjął się opieki nad 20 kotami, mieszkały one razem z Mamoru w wynajmowanym przez niego pomieszczeniu. Jednak pan Demizu w 2010 roku zaczął dokarmiać także koty bezpańskie. Oszacował, że dziennie na ich wykarmienie wydaje 25 000 jenów (prawie osiem stówek w PLNach). Niestety jak to w życiu bywa nasz bohater w 2011 roku stracił pracę. Aby nadal móc pomagać kotom zaczął... zabierać bogatym i... karmić koty. Mamoru Demizu włamał się do 32 domów [przypis autora: 32 klatki i 600 uwięzionych kotów, 32 domy i wykarmienie 120 kotów w rok :D magiczne "32" :D] i ukradł gotówkę i biżuterię na łączną kwotę 19 200 000 jenów (ponad pół miliona złotych), wszystkie fundusze przekazał na wykarmienie kotów. Mamoru podczas aresztowania przyznał się do winy.

źródło zdjęcia: koteria.org

środa, 11 grudnia 2013

święta w wersji eko :)?

Kiedy padają słowa ekologiczne święta oczyma wyobraźni widzimy ruch wyzwoleńczy mający na celu wypuszczenie ryb (głównie karpia) do rzeki/stawu/potoku... kałuży? Choinkę z butelek plastykowych poddanych recyklingowi i posiekane warzywa i owoce.


źródło: interia.pl choinka w Paryżu w wersji eko

Czy ekologia ludziom musi się zawsze kojarzyć z oszołomami, którzy niekoniecznie myślą przed zrobieniem. Taki przykład, w mojej byłej uczelni a raczej w drodze do był rezerwat dżdżownicy. Droga do uczelni w dni jesienne/zimowe była męką - wiecie błoto, roztopy - czasami można było zgubić buta. Pamiętając o żyjątkach władze chciały zorganizować drewniany (naturalny) chodnik na pomostach zawieszony nad ziemią, żeby nie niszczyć środowiska dżdżownicom. Początkowo ekolodzy (green peace) zgodzili się ale coś im się odwidziało (za łatwo poszło) i nie zgodzili się na jakiekolwiek rozwiązanie. Żeby było śmieszniej obecnie leży tam betonowy chodnik... Jaka jest pointa - że niestety "green peace" i inne "wielkie organizacje" często robią więcej shitu niż pożytku. Ale nie o tym miało być. Opowiem Wam jak spędzić święta w wersji eko nie doprowadzając do spazmów śmiechu innych ludzi. Jest wiele wersji fajnych choinek: choinki z korków od wina, z drewnianych ściapek, z szyszek itd.


źródło: ekologiczna ulica

Wiele wersji choinek hand made można wylicytować na aukcjach charytatywnych (obecnie u zwierzaków z Mińska na allegro są wersje szyszkowe). Dla zwolenników żywej, dużej choinki - jak najbardziej ta wersja też jest eko, dlaczego. A no dlatego, że żywa choinka jest biodegradowalna (sztuczna rozkłada się wiele lat, owszem można ją użytkować wiele sezonów ale proces produkcji a potem utylizacji jest dla planety bardzo szkodliwy). Po świętach choinkę można spokojnie z powrotem wkopać w ziemię bądź zawieźć w miejsce gdzie zostanie spalona (i da energię potrzebną do ocieplenia - we Wrocławiu są takie opcje dzięki akcji energetyczna choinka - kasa z tej akcji przekazywana jest fundacji Przylądek Nadziei :)) ale także wielu handlarzy ma opcję wliczoną w cenę choinki pokrycia kosztów nowych sadzonek drzewek (w Krakowie taka akcja nazywa się podaruj choince drugie życie 40 oddanych choinek po świętach = jedno posadzone drzewko na terenie Krakowa). . Także jeżeli boicie się, że kupno naturalnej choinki jest nieekologiczne i ekologiczniejsze jest kupienie sztucznej choinki to wierzcie mi, że jest to jawna nieprawda. Ja osobiście jestem zwolenniczką ubierania choinki zewnętrznej. Mam ten cudowny przywilej posiadania własnego ogródka (działki) - chociaż to większa zaleta pod kątem posiadania zwierząt a nie ubierania choinki ;). Skoro kwestię choinki mamy załatwioną to co z resztą: światełka, bombki i inne pierdoły. Tutaj też mamy wiele opcji do wyboru. Mamy bombki hand made z materiałów recyklingowych (podobnie jak z choinkami z szyszek wiele bombek hand made można kupić wspierając aukcje na rzecz zwierzów). Możemy bombki zrobić sami - np. z pierniczków, czekoladek itp. Jeżeli światełka - to tylko LEDowe nie dość, że nie ciągnie to nam kasy z konta to jeszcze wytwarzają mniej CO2 do atmosfery.

Mamy choinkę, choinka ubrana ładnie świeci - co z prezentami. Prezenty jak widzę po sobie są różne zależnie od wieku. Jako dzieci chcemy jak najwięcej i jak najkolorowiej ale jak już jesteśmy starsi cieszą nas inne rzeczy, rzeczy, które są uzależnione od naszej sytuacji. Np. Anja Rubik ze swoim towarzyszem życia dają sobie potwierdzenia przelewów na rzecz wybranych przez siebie fundacji. Ja cieszyłabym się z rzeczy dla kotów (karma, żwirek, zabawki) często też preferuję wymianę np. moja mama dała mi 2 swoje pierścionki, które nosiła dekadę temu. Dla niektórych ogromnym prezentem jest wspólnie spędzony czas spędzony np. na wspólnym przygotowywaniu ozdób bądź kartek świątecznych. W tym całym pośpiechu często skupiamy się na rzeczach materialnych nie duchowych i wartościowych przez co święta tracą swój smak i klimat z dzieciństwa.
A co na stół? Dla niektórych święta to koniecznie karp. Ale czy on naprawdę jest taki niezbędny. Smak karpia odnajdziemy w innej rybie - Tołpydze, której nie trzeba sztucznie hodować w skandalicznych warunkach. Tołpyga bardzo szybko się rozmnaża zabierając przestrzeń innym gatunkom ryb - musi być odławiana inaczej zagrozi ekosystemowi a jest siostrą karpia, smakuje identycznie (chociaż wróć, nie jedzie mułem :D). A co dla wegetarian? wegan? Uszka z farszem warzywnym są naprawdę idealne. To chyba moja ulubiona potrawa wigilijna. Pierogi z kapustą i grzybami, kotleciki z warzyw. Makaron z makiem. Jest wiele potraw bezmięsnych, które smakują wręcz obłędnie. Jednak najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Wiele osób wkupuje cały zapas ze sklepów po czym wiele z tych rzeczy ląduje w koszu na śmieci - ani to dobre dla Ziemi ani dla naszego portfela. Najlepsze jest planowanie i szacowanie ile kto czego zje. Przecież święta nie są po to, żeby potem leżeć obolałym z przeżarcia z niedomykającą się lodówką... c'nie?

Ja w tym roku święta spędzam sama ze zwierzakami, cała moja rodzina zostaje w Norwegii... nie powiem, trochę mi przykro zamierzam więc zjeść rzeczy, których nie mogę jeść przy mamie bo za ciężkie, za tłuste, niezdrowe... chociaż wiadomo z umiarem :D. A Wy.. jak spędzacie święta?