środa, 21 maja 2014

czipowanie psów

Jak to bywa prawie w każdej sprawie dotyczącej zwierząt, także i w sprawie czipowania zwierzaków moje miasto pozostaje w tyle, 100 lat za murzynami. Na facebooku u znajomych w ostatnim czasie widniały newsy o darmowych akcjach w ich miastach, u nas takie atrakcje nie mają miejsca. Na szczęście są jeszcze fajne lecznice.

Przychodnia weterynaryjna wychodzi na przeciw oczekiwaniom swoich podopiecznych i wprowadza na okres czerwca-sierpnia akcję tańszego czipowania psiaków.



Warto z takiej akcji skorzystać, adoptowane ze schronisk psy często mają to w pakiecie. Zbliża się okres wakacji, zwierzaki mogą uciekać, czip nie gwarantuje w 100% namierzenia psa (jest to wina powstania wielu stron i rejestrów psiaków z czipami, które niestety nie uzupełniają się nawzajem) ale przynajmniej hycel już wie, że taki psiak jest czyjś.

Francuski ekolog i jego rekiny

W dniach 19-22 maja w MM na Starym Rynku rozłożone jest mobilne akwarium. Organizator całego burdelu, Francuz, samozwańczy biolog i ekolog (nie no żartuję, coś tam pewnie ma ale... o tym dalej) podróżuje po świecie z rekinami (żywymi) i akwariami z 15 000 litrami wody morskiej. Cała przyjemność kosztuje 12 (młodszych 8) złociszy, które można zapisać jako zmarnowane, dodatkowo bardzo źle wydane. Jeden rekinek jest naprawdę spory i ma niewiele miejsca w tym akwarium :(. Gawiedź się jara a on tam biedny ledwo się rusza. Nie wydałam ani grosza na tę niewątpliwą "przyjemność" ale ruch był naprawdę spory mimo ostrzeżeń lokalnych mediów, że naprawdę no nie ma po co się wybierać do "namiotu".


źródło: MINSKMAZ.COM


EDYCJA 06.06.2014 r. Dopisek skopiowany z FB Mondo Cane
Ponieważ odwołane zostało wydarzenie "Rekiny w Nowym Dworze Mazowieckim" czuję obowiązek napisać to ponownie:
Po interwencji Mondo Cane w Wojewódzkim Inspektoracie Weterynarii, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Nowym Dworze Mazowieckim przeprowadził kontrolę objazdowej menażerii z rekinami i skierował doniesienie na policję. Wydarzenia reklamujące dręczenie zwierząt w ciasnych akwariach znikają jedno po drugim. To dowód na to, że się udało.
Żadna służba i nikt nigdy nie zwrócił uwagi na fakt, że menażerie objazdowe są w Polsce zakazane, a przedsiębiorcy z północy Polski objechali już kilkadziesiąt miast, pobierając opłaty za pokazywanie znęcania się nad zwierzętami - wyłącznie na podstawie pozwolenia na posiadanie tych zwierząt.
Bardzo wszystkich proszę o zgłaszanie tej strony administracji FB - nazywają się "działalnością dobroczynną" (sic!) https://www.facebook.com/ZyweRekiny
Koniec łamania prawa! Dręczyciele nie zarobią kasy, a wyrok całkiem prawdopodobnie

środa, 7 maja 2014

Syfiaste Miasta

Kochani,
Nie wiem jak to jest w Waszych miastach ale u mnie sytuacja wygląda tragicznie. Wcześniej myślałam, że dotyczy to tylko obrzeży miasta, bardziej zalesionych terenów ale nie... centrum miasta to taki sam syf. Żeby była jasność, ja nie mówię już o rzuconej gumie czy pecie po papierosie, ja mówię o prawdziwych wysypiskach w centrum miasta. Pierwsza sytuacja pierwsza z brzegu, wychodzę na spacer z psem, zrelaksować się, poobcować z naturą, wiecie takie tam stuffy a co mijam? pieluchy (zużyte), podpaski, butelki, puszki... no psa puścić nie można bo może sobie krzywdę zrobić. Kolejna sytuacja centrum miasta, jedna z najbardziej ruchliwych ulic w moim mieście, no taka najgłówniejsza (kierująca do Warszawy), w bliskiej okolice najlepsze knajpy, szkoły, sklepy a w samym centrum tego wszystkiego rozpadający się dom a przed nim... morze butelek, syfu wszelakiego, martwe zwierzęta... dramat!!! Może nie bolałoby mnie to gdybym wychowała się w innym mieście. Pochodzę z Podlasia, małej miejscowości znanej obecnie z sexafery wśród najwyżej postawionych w mieście (chociaż poziom tej wyższości w takim mieście to wiecie :P). Trafił się człowiek, który stwierdził, że w jego obowiązku jest nauczyć ludzi porządku i szacunku dla miasta. Zainwestował w kosze na śmieci i firmę sprzątającą, czyste miasto, sporo koszy na śmieci ludziom aż głupio rzucić coś w trawnik czy na chodnik. Pierwsza myśl, która ogarnia moich znajomych po przyjeździe do mojej rodzinnej miejscowości to O Boże jak tu czysto!!!.

Żeby było śmieszniej władni stwierdzili, że taki problem to nie problem i zajmą się czymś innym, zakupią dystrybutory na torebeczki na psie nieczystości (tylko dystrybutory, żadne kosze ani nic takiego). Nie bagatelizuję problemu psiej kupy na trawniku ale... torebki? Ale tak na serio? Jak idę na spacer z psem to muszę paradować z torebką z tą kupą bo na rewirze nie ma ani jednego kosza na śmieci, zero, jedno wielkie zero. Jeszcze pal sęk jak psiak kupę zrobi na samym końcu spaceru to myk i do domu, ale tak na początku to muszę machać tą torebeczką na lewo i prawo bo psiak też musi się wybiegać, wyszaleć, wywąchać i inne takie psie sprawy. Po prostu cycki mi opadły jak w redakcji trafiłam na takie info. Szczerze wolałabym, żeby takie torebki wepchali sobie głęboko w tyłek (sama sobie mogę kupić) a mogliby postawić kosz jeden na ileś tam metrów kilometrów cokolwiek. A nie oni nęcą mnie torebeczkami. Swoją drogą nie dziwię się, że ludzie nie zbierają kupy po psach. Dookoła syf, potłuczone butelki, pety, zużyte podpaski - zero motywacji. Władny miejscowości w woj. podlaskim zaczął od sprzątania ulic ze śmieci ludzkich - pełne zwycięstwo, władny miejscowości w woj. mazowieckim zaczął od kupienia dystrybutorów na torebeczki - fiasko!

grafika google, miejsce skarpa wiślana

sobota, 29 marca 2014

Wpuszczeni w maliny

Godzina dla Ziemi, wielka, cudowna akcja WWFu, która wpuszcza ludzi w maliny? W sumie nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz Zieloni robią głupie akcje, które robią więcej złego niż dobrego dla naszej planety. Tak jest z godziną dla Ziemi, tak też było z walką o ocalenie rezerwatu dżdżownic w lesie na Dewajtis (droga do UKSW)

Kiedy zaczynałam swoją zieloną drogę jarałam się wszystkim, wszystko było takie nowe, fajne a moją wyrocznią były fundacje pro zwierzęce i pro ekologiczne. Im bardziej wciągałam się w temat tym bardziej bolesne było dla mnie zderzenie się z rzeczywistością. Dlatego teraz wolę pomagać sama niż podłączać się pod molochy, które nie robią niczego dobrego. Jeszcze kilka lat temu obchodziłam godzinę dla Ziemi. Akcja jak pewnie wiecie polega na tym aby o godzinie 20.30 wyłączyć światło na 60 minut. No i każdy chce tak robić, żeby iść spać z poczuciem wypełnionego obowiązku i wielkiego kroku w stronę uratowania świata bez kataklizmem. Jak jest naprawdę?



Zacytuję mądrzejszych od siebie, oni powiedzą więcej:

Wyłączanie światła na 60 minut nie ocali planety. Ty też szykujesz się na akcję "Godzina dla Ziemi" w najbliższą sobotę? Daj sobie spokój, zapalając dwie świece wyprodukujesz więcej CO2 niż paląca się świetlówka - informuje usatoday.com. Z wyliczeń ekspertów wynika, że gdyby na godzinę wszyscy na świecie zgasili światło, to efekt tej akcji byłby taki sam jak "wyłączenie" na 45 sekund emisji dwutlenku węgla w Chinach. Miliony ludzi wezmą udział w tej akcji. W dobrej wierze, że w ten sposób pomogą ratować planetę przed globalnym ociepleniem. Tymczasem akcja ta służy jedynie poprawie samopoczucia, w niczym Ziemi nie pomagając - czytamy na portalu. Nie jest to zresztą jedyny nieudany pomysł na ochronę środowiska. Niemcy przeznaczyły ogromne kwoty na dotacje przeznaczone na instalowanie paneli słonecznych. W rzeczywistości dają one niewiele więcej niż 0,1 proc. energii elektrycznej i w 2010 roku zaledwie o 7 godzin opóźniły skutki globalnego ocieplenia. Jeszcze większym niewypałem - zdaniem publicysty usatoday.com - są biopaliwa produkowane z kukurydzy. Aż jedna szósta jej światowej produkcji przeznaczana jest do napędu amerykańskich samochodów. Efekt? Ceny żywności na świecie należą do jednych z najwyższych w historii i narasta światowy głód. By móc produkować więcej żywności, w tym kukurydzy na biopaliwo, wycina się setki hektarów lasów. W ten sposób zwiększa się emisję gazów cieplarnianych w takim stopniu, że biopaliwa nie byłyby w stanie tego nadrobić nawet przez sto lat! Rzeczywiste zmniejszenie emisji dwutlenku węgla jest o wiele trudniejsze niż wyłączenie świateł na godzinę. Lepiej by było, gdyby organizatorzy tej akcji zachęcili jej uczestników do recyklingu lub oszczędzania energii także po godzinnej akcji. A przede wszystkim musimy zainwestować w badania i technologie, które w sposób rzeczywisty obniżą koszty tzw. zielonej energii i uczynią ją bardziej wydajną - czytamy w usatoday.com.

Jak tak w najprostszy sposób wytłumaczyć co tak naprawdę robimy wyłączając prąd/światło na 60 minut. Otóż elektrownie w tym czasie się nie wyłączają (są takie urządzenia, których z prądu wyłączyć nie możesz - wiedzą to osoby, które mają chorych pod opieką 24h/dobę), elektrownia wysyła normalną porcję energii, która w przypadku nierozchodzenia się w te miejsca, w które rozchodzi się zazwyczaj krąży i szuka gdzieś ujścia. To jak z piecem, krzaczkiem takim np., ustawimy na piecu sobie temperaturkę i... zablokujemy przepływ na kaloryfery a ustawimy tylko na wodę - wiecie co się wtedy dzieje? ciepło szuka ujścia i zaczyna się kopcić w całym domu. Najwięcej informacji w materiale dla tvn24 fizyka Tomasza Różka: KLIK

Jak więc najlepiej pomóc Planecie? Zacząć ją szanować, zacznij od małych rzeczy - wyrzucaj śmieci tylko do koszy na odpady (to nadal dla wielu osób za trudne zadanie), wyłączaj światło w pokoju, w którym nie przebywasz, wyłączaj ładowarkę kiedy skończysz ładować telefon, odłącz zasilacz od laptopa - laptop ma baterie (naprawdę :P - jak się będzie rozładowywała to laptopik Ci o tym powie ;)), po pikniku w parku czy w lesie zabierz ze sobą wszystkie pozostałości po zabawie, nie rzucaj gumy do żucia na chodnik, przytul się do drzewa, popatrz w niebo - naciesz się tym, bo jak tak dalej pójdzie Twoje dzieci nie będą miały do tego okazji.

czwartek, 27 marca 2014

Morowe Smyki

Na godny pochwały pomysł wpadli rodzice i maluchy z prywatnego przedszkola CHATKA PUCHATKA, którzy wraz z nauczycielami postanowili wspomóc dziewczyny ze ZWIERZAKÓW Z MIŃSKA - działające na rzecz bezdomnych i skrzywdzonych zwierząt na terenie Mińska Mazowieckiego i okolic. Zwierzaki z Mińska to inicjatywa pro bono działająca z ramienia fundacji VIVA!



Maluchy z Prywatnego Przedszkola Chatka Puchatka, pod opieką dorosłych, mają stworzyć ozdoby wielkanocne, które przekażą potem na kiermasz wielkanocny odbywający się 13.04.2014 r. w m. Mińsk Mazowiecki, zyski ze sprzedaży mają zasilić zminusowane konto Zwierzaków z Mińska. Jak komentują to same zainteresowane?:

Bardzo miła, pozytywnie zaskakująca inicjatywa! Dzieci i rodzice z przedszkola Chatka Puchatka pod patronatem opiekunów przygotują wielkanocne ozdoby na świąteczny kiermasz. Prace przedszkolaków będzie można podziwiać i oczywiście nabywać już 13.04 na Targu Wielkanocnym w Mińsku Mazowieckim. Uczmy dzieciaki od najmłodszych lat empatii i szacunku wobec zwierząt :) ps. Niestety na plakacie wkradł się mały błąd Nie jesteśmy fundacją ;)Jesteśmy tylko odnogą Fundacji, tzw. Grupą lokalną ;)

Inicjatywa cieszy ogromnie, nadal zbyt mało osób pomaga, czy zwraca uwagę na działalność Zwierzaków z Mińska. Warto pomagać – i ta fundacja wie jak pomagać :)zwłaszcza, że dziewczyny nie dostają żadnych dotacji utrzymują się jedynie z wpłat od darczyńców i zysków z bazarków/kiermaszów.



W tym miejscu jeszcze wzmianka o corocznej akcji 1%
KRS 0000135274
Cel szczegółowy – Zwierzaki z Mińska
OPP – Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva!


Wesprzeć można też dziewczyny $$$
Subkonto: 63 2030 0045 1110 0000 0260 1190
Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – VIVA!
Ul. Kawęczyńska 16 lok. 42a
03 – 772 Warszawa
Zwierzaki z Mińska

piątek, 21 marca 2014

Mój nowy koleżka ;)

Pisałam Wam kiedyś o masie zalet sody oczyszczonej (notka tutaj --> KLIK), były to czasy kiedy nie doceniałam jeszcze cudownych zdolności jej głównego konkurenta -> KWASKU CYTRYNOWEGO. Powodem tej niegodziwości była niewiedza. Nie sądziłam, że kwasek cytrynowy (w soku, czy w proszku) stanie się moim hitem. Postanowiłam się z Wami podzielić tym, co sama już przetestowałam plus to czego się dowiedziałam w trakcie cytrynowej przygody.


źródło: grafika google


Najbardziej znaną zaletą kwasku cytrynowego jest POZBYWANIE SIĘ UCIĄŻLIWEGO BRUDU I ZACIEKÓW Z KAMIENIA niezależnie czy jest to wanna, czy kubek po herbacie czy kawie. U mnie sytuacja z wodą jest tragiczna, kamień osadza się momentalnie i żadne środki chemiczne nie radzą sobie z takimi zaciekami. Postanowiłam sprawdzić porady wujka google o używania do odkamieniania czajników elektrycznych i innych sprzętów kwaskiem cytrynowym. Stwierdziłam, że najlepiej będzie to widać na wannie. Nasypałam garść kwasku w miejsca, które zajęte były zaciekami i kamieniem, kwasek połączył się z pozostałością wody na dnie wanny tworząc pastę. Nie szorować absolutnie! zwłaszcza jak ktoś ma akrylową wannę. Pastę zostawić trzeba na ok. 20 minut a potem zebrać szmatką kwasek i resztę wypłukać. Efekt był powalający, wanna błyszcząca jak w reklamie, ale musicie się o tym sami przekonać, żeby docenić działanie cytrynek. Jest to zasługa tego, że cytryna ma właściwości rozjaśniające i wybielające.Domyślacie się więc pewnie jakie będą wymieniane dalsze zalety naszego nowego przyjaciela.

Zaleta numer dwa przeznaczona jest dla posiadaczek blond włosów, ROZJAŚNIANIE WŁOSÓW O 1-2 TONY. Aby rozjaśnić włosy trzeba stworzyć płukankę rozjaśniającą, nic prostszego, rozrabiamy 2 łyżeczki kwasku w litrze wody. WAŻNE! Płukankę stosujemy PO umyciu włosów, nie spłukujemy jej, pozostawiamy na włosach do wyschnięcia.

W przypadku innego koloru włosów niż blond uwaga, kwasek rozjaśnia maksymalnie o 2 tony, możecie więc być niezadowolone z efektu.


źródło: grafika google


Jakie są zalety takiego rozjaśniania? Włosy są odżywione i osiągają efekt push-up -> ten sposób rozjaśniania poznałam dzięki swojej babci, która tak rozjaśniła sobie ostatnio włosy, że aż fryzjerka pytała się co to za farba, że włosy mają tak genialny kolor i są w takiej kondycji. Dużo lepszy efekt niż po wodzie utlenionej.
< br /> Zaleta numer 3? Pozostańmy na polu rozjaśniania. Kwasek cytrynowy w połączeniu z sodą oczyszczoną można z powodzeniem stosować do wybielania zębów. Ważne jest aby nie robić tego częściej niż raz w tygodniu bo możemy w dość agresywny sposób zniszczyć sobie szkliwo. Bezpieczniej jest robić to co drugi dzień.


źródło: grafika google
Zaletą numer 4 jest działanie odżywcze i niwelujące przebarwienia. Dlatego też cytrynę stosuje się do usuwania przebarwień na kostkach, łokciach, piętach po zimie, wystarczy świeży sok wymieszać z gliceryną bądź wymoszczonym przez nas kremem (składniki na krem możemy zakupić np. w biochemii urody). Dodatkowo to właśnie cytryna jest używana w momencie kiedy kobieta przesadzi z samoopalaczem i robią się takie brzydkie zacieki.

Nie będę Was zarzucała masą informacji, spróbujcie sami, będziecie naprawdę mile zaskoczeni :) Co więcej to właśnie sok z cytryny, witamina c jest naturalnym środkiem pozbywania się pasożytów z jelit (to tak przy opiece nad bezdomnymi zwierzakami).

czwartek, 20 marca 2014

ekologiczne elektrownie

Farmy fotowoltaiczne przyszłością ekologicznego pozyskiwania energii elektrycznej? Dobra alternatywa dla elektrowni wiatrowych? Czemu wiele mieszkańców się nie zgadza na ich budowę? Czym są takie farmy i jaka jest przyszłość tych elektrowni w Polsce.


źródło: grafika google

W trakcie nowo podjętego stażu w agencji wydawniczej natrafiłam na bardzo ciekawy artykuł dotyczący pomysłu na budowę farmy fotowoltaicznej. Brzmi trochę po chińsku – zwłaszcza dla kobiet? Kojarzycie mechanizm działania baterii słonecznej? Paneli słonecznych instalowanych na dachach nowoczesnych domów? No więc farma fotowoltaiczna to nic innego jak skupienie w jednym miejscu wielu urządzeń tego właśnie typu, które mają za zadanie zmienienie energię promieniowania słonecznego na energię elektryczną. Czemu o tym mówię? Okazuje się, że planowana jest (ale najpewniej w dalekiej przyszłości) budowa takiej farmy w mojej okolicy (niejedyna w Polsce – kolejna miałaby być w woj. Małopolskim, w którym powstała pierwsza farma tego typu w Polsce). Postanowiłam więc nadrobić informacje dotyczące tego typu farm, ich zalet (ekologicznych) oraz wad (o ile takowe istnieją). Jedyne, jak na razie, elektrownie tego typu w Polsce znajdują się: jedna w gminie Wierzchosławice, druga w Czerniewicach (woj. Łódzkie). Elektrownia w Wierzchosławicach pokazuje, że największymi pozytywami takich farm jest poprawa jakości (czystości) powietrza oraz zwiększenie wykorzystania odnawialnych źródeł energii. Co więcej ekonomia (co chwilę przewija się w moich postach, tych dotyczących ekologii, argument ekonomii, istnieje stereotyp, że to, co ekologiczne musi być droższe staramy się sprawdzić, czy oby na pewno za każdym razem ekologia = drożyzna), powstanie pierwszej farmy fotowoltaicznej kosztowało gminę Wierzchosławice 8,6 mln złotych (50% refundowane było ze środków Unii Europejskiej) natomiast roczny przychód z działania takiej elektrowni ma wynosić 7-8 mln rocznie (więc jak widać matematyka jest prosta, zainwestowane środki wracają do portfela po roku). Wszystko brzmi świetnie, dlaczego więc mieszkańcy sąsiednich miejscowości nie chcą zgodzić się na budowę takiej farmy (pomimo, że nie ruszyła nawet cała machina papierologii, zapytań, zezwoleń, załatwiania budżetu, walki o refundację po prostu pojawił się pomysł)? Moi sąsiedzi uważają, że budowa takiej farmy podniosą temperaturę o ok 20 stopni, co dziwne w okolicach Wierzchosławic, czy Czerniewic nic takiego nie miało miejsca. Słyszeliście cokolwiek o farmach fotowoltaicznych? Macie jakieś wypracowane stanowisko na ten temat? Ja dopiero wczytuję się w temat także moja wiedza jest czysto teoretyczna, fajnie więc byłoby się dowiedzieć czegoś konkretnego od kogoś, kto zna się na tym temacie bardziej niż ja :).

niedziela, 16 lutego 2014

Dzień Kota :)

Z dniem kota jest na tyle zabawna sprawa, że każdy go obchodzi innego dnia. Jedna grupa obchodzi ten dzień 16 lutego, kolejna 17tego (i taka data figuruje na wikipedii), jednak po raz pierwszy w Polsce ten dzień był obchodzony 19 lutego*. Który dzień lutego by to nie był zawsze to jakieś fajne święto, z jednej strony walentynki z drugiej tłusty czwartek. Kto by wymarzył sobie lepsze sąsiedztwo? W sumie to nie wiem jak ten dzień się obchodzi bo ja zwierzaki codziennie traktuje tak samo ale tak się jakoś złożyło, że dzisiaj kotom przypadł dorsz gotowany na parze z witaminkami i olejem z łososia. Filemon też strasznie stęsknił się za polowaniem więc rzuciłam mu sztuczną mysz (cieszyła się popularnością całej trójki), obawiam się, że jak za jakąś godzinkę do nich pójdę to myszka będzie już rozczłonkowana. Żeby jutro nie było im tak łyso, bo święto a ja postanowiłam poświętować dzień wcześniej to mam zapas ich ulubionych kabanosików i nowe piłeczki (bo stare są ledwo żywe musicie wiedzieć, że moje koty jak wpadną w szał zabawy to bawią się aż padną a robią to bardzo często więc zabawki również padają, albo giną w niewyjaśnionych okolicznościach) i zamierzam kocią ekipę pysznościami i nowościami obdarować. Moja ulubiona lecznica natomiast postanowiła ten dzień uczcić podstawowym przeglądem kota za piątaka (oględziny uszu, ząbków, obsłuchanie płucek i serducha). Na szczęście zima w tym roku jest jaka jest i koty zarówno te bezdomne jak i podwórkowe radzą sobie naprawdę super. Owszem był mróz ale w porównaniu do ubiegłego roku naprawdę krótko.

Jaka jest różnica między dniem kota obchodzonym rok temu (na wolności) a obecnie (u mnie). W lutym ubiegłego roku cała trójka miała kastrację, zima była naprawdę mroźna, długa i uciążliwa, koty naprawdę bardzo dużo jadły (co było dość kosztowne) obecnie zima jest „prawie jak” wiosna. Kociaki miały swoje skrytki ocieplane do schowania się ale np. teraz śpią normalnie na dworzu na kartonikach bądź drewnianych półkach. Ale co najważniejsze Gucia robi coraz większe postępy w oswajaniu i przywiązywaniu się. Podbiega, ociera się o nogi nawet daje się troszkę pogłaskać. Nie jest to kot nakolankowy i zapewne nigdy nie będzie ale w porównaniu do tego jakim była dzikusem to jest gigantyczny postęp.


zdjęcie autorstwa Chatul


Kociarze nie zapomnijcie o święcie, chociaż znając życie u każdego (no dobra u 99% kociarzy) dzień kota jest codziennie ;)


Chciałam się dzisiaj Wam pochwalić bo zrobiłam cudowny sos serowo-szpinakowy z gotowymi (Rossmankowymi) uszkami z warzywnym farszem (kocham je na maksa), zrobiłam boskie foto i... nie mogę znaleźć kabelka :( także smaka Wam nie narobię a szkoda bo mam na telefonie kilka fotek wegetariańskich cudeniek typu torcik fitness, wege pyszna domowa pizza, warzywne wariacje i dzisiejsze szaleństwo szpinakowe. No ale kabelka nie ma to i fotek nie ma :(

*Podobnie jak w Polsce także we Włoszech dzień kota obchodzony jest 17 lutego (17 listopada natomiast jest dzień czarnego kota), w Rosji dzień kota wypada 1 marca, w Wk. Brytanii 8 sierpnia a w USA w moje urodziny :)

czwartek, 6 lutego 2014

"Pomagasz zwierzaczkom, ekologia a pewnie od małych chińskich rączek kupujesz telefonik..."

To kolejna rzecz, która przytrafia się osobom pomagającym zwierzętom bądź skupionym na ekologii – KRYTYKA. Ktoś chce przekazać jakąś kwotę na fundację pro zwierzęcą padają komentarze a dlaczego nie dla dzieci. Tak było na przykład jak Marta Wierzbicka oddała nagrodę z Ugotowanych na Fundację pod Psim Aniołem czy kiedy firma zajmująca się modelingiem przekazała ciuchy i dodatki z sesji do sprzedaży a całe zyski przeznaczyła na fundację VIVA! Zresztą, nawet przy „błahym” omawianiu zabiegów kastracji czy osiatkowaniu balkonu pada argument nawołujący do dzieci i czego dzieciom byśmy nie zrobili, tudzież zrobili. No ale nie o tym miała być notka. Tytuł notki dałam taki gdyż kiedyś na wizażu na jakimś wątku zostałam skrytykowana, że zwierzaczkom pomagam, ekologia jest fajna ale sprzęciki to pewnie kupuję Made in China wytwarzanych przez malusie, chińskie rąsie. Owszem zdobycie sprzętów nie made in China graniczy z cudem jednak jest kilka sposobów na to aby pozostać fair i wobec środowiska i wobec "małych chińskich rączek"

źródło ryzmomplus


Po pierwsze sprzęt kupujemy tylko wtedy kiedy jest nam naprawdę niezbędny, telefon wymieniamy nie bo ten, który mam jest już niemodny tylko po prostu nie działa i nie da się go już użytkować. Kiedyś jak byłam mała i bardzo nieświadoma wymieniałam telefon raz na rok (bo ktoś w klasie ma nowy i ja też muszę mieć), obecnie mój telefon jest już nastolatkiem ale całkiem nieźle sobie radzi i dopóki będzie sobie radził, dopóty go wymieniała nie będę, podobnie mam z laptopem czy tv.

Po drugie na ile to możliwe naprawiamy zepsuty sprzęt. Wiele firm ma taką zasadę, że jak coś się psuje klient wpada do serwisu mówiąc „panie pomóż bo mi drukarka/laptop nie działa” namawiają na kupno nowego tłumacząc, że naprawa byłaby droga i jest to totalnie nieopłacalne. W większości przypadków to pic na wodę fotomontaż. U mnie w poprzednim roku było kilka takich sytuacji gdzie trafiając do serwisu otrzymywałam informacje dot. nieopłacalności naprawy jakiegoś sprzętu. Miałam tak na przykład z odkurzaczem. Już nie będę mówiła jaki to model i jaka marka ale taki sam nowy odkurzacz kosztuje dokładnie 510 zł (mówię o tym po to aby pokazać Wam na ile informacje dotyczące nieopłacalności naprawy sprzętu są prawdziwe), zaniosłam więc swój niedziałający odkurzacz do tzw. „złotej rączki”. Naprawa kosztowała 20 zł – odkurzacz działa bez zarzutu mimo użytkowania go często w mocno nieprawidłowy sposób (ale to już inna historia). Więc czy naprawdę wydanie 20 zł na naprawę jest bardziej nieopłacalne niż wydanie 510 zł na nowy sprzęt? Pomijam już kwestię ekologii ale ekonomia tutaj jest raczej prosta. Podobnie miałam z laptopem jak Wam wspomniałam mój laptop jest już bardzo wiekowy, na dobrą sprawę naprawdę ma imponującą formę ale jak to ze sprzętami bywa przepalił się i zasilacz i zawiaski poszły i śrubki pogubiłam, jednym słowem laptop się trochę rozklapciał. Nowy laptop kosztuje lekką ręką ponad 1000, używany (poleasingowy np.) ale ze sporo gorszym procesorem w komisie kosztował ok. 600 zł, za naprawę tego wszystkiego co w nim wymieniałam zapłaciłam 120 zł i laptopik jak widać działa, co więcej mogę go jeszcze opchnąć (po naprawie za 500-600 zł) czy nadal to jest nieopłacalne? Wielkie firmy mają genialną taktykę – sprzęt działa tyle ile oni chcą a potem proponują kolejny i kolejny i kolejny. A czasami naprawdę są to pierdoły, które za grosze można naprawić.

Po trzecie najlepiej kupować sprzęt używany ale ze sprawdzonego źródła, takie informacje najlepiej uzyskać od znajomych, poczta pantoflowa to najlepszy sposób komunikacji w takiej sprawie. Najgorzej jest kupić używany laptop w tej sprawie najlepiej mieć sprawdzonego kogoś, kto się zna na rzeczy w najlepszym stanie są zawsze te poleasingowe w wielu firmach używa się na kompach jednego programu i e-maila także niewielkie obciążenie dla laptopów w wielu komisach komputerowych za bezcen można nabyć dobrze śmigającego laptopika, nie będzie to taki najlepszy i najbardziej wypasiony ale na pewno dobrze działający.

Po czwarte ale to już luksus, bowiem potrzeba do tego talentu, można skonstruować coś samemu. Mój dziadek (ś.p.) był w tym mistrzem, naprawiał, przerabiał, konstruował wszystko od wentylatorów przez elektryczne odświeżacze powietrza po radia. Wiele z jego tworów nadal ma się dobrze. Mój dziadek ogólnie miał wiele talentów, naprawiał wszystko: ładowarki, pralki, bojlery, radia, składał nawet nam rowery. Nie dość, że satysfakcja ogromna to można zaoszczędzić kupę kasiory (dziadek materiały na swoje sprzęty znajdował.... na śmietniku)

Po piąte, ostatnie należy wybierać sprzęty produkowane w cywilizowanych krajach. Ania (tutaj jej blog KLIK)pokusiła się o małe śledztwo i stworzyła listę takich marek:

źródło:ekologicznie.wordpress.com


Gdyby ktoś miał jakieś swoje sprawdzone marki, które nie tworzą i nie składają swoich produktów w Chinach to dawajcie znać. I takie jedno pytanie czy jest jakakolwiek marka telefonów nie robionych w Chinach – czasami jest taki myk, że na telefonie jest napis made in USA czy made in UK ale już na innych partiach telefonu widnieją Chiny. Ja na taką „czystą” nie chińską jeszcze nie trafiłam – ale może Wy trafiliście.

Jeżeli jesteście zainteresowani tematyką bojkotu Chińskich produktów odsyłam Was także do tego bloga KLIK autorka bloga postanowiła podjąć wyzwanie "spędzić 30 dni bez produktów Made in China" wpadnijcie i zobaczcie jak jej poszło :)

wtorek, 4 lutego 2014

Nie pomagasz, nie przeszkadzaj pomagać innym

Każdy kto kiedykolwiek postanowił pomagać zwierzętom, czy to na większą czy mniejszą skalę, spotkał się z przejawami „ludzkiej niechęci” bądź przeszkadzającego pomagania. Do rzeczy jednak, opiszę Wam sytuację jaka mnie się przydarzyła. Poniedziałek, ranek. W planach miałam zrobienie nowego zdjęcia do mojego podpicowanego „siwi”, niestety jak to bywa w moim życiu los miał dla mnie inne plany. Obudziło mnie wołanie mamy, pukała do drzwi mojego pokoju i wołała moje imię, zapytałam niezwykle czule (jasneeee czule, zostałam wyrwana z przepięknego snu) czego? Usłyszałam odpowiedź informującą mnie o tym, że po podwórku chodzą koty, no nic specjalnego, odwiedza mnie kilka kotów, które dokarmiam więc machnęłam ręką i spałam dalej, nagle mama mówi to są Twoje koty. Zaraz, zaraz myślę sobie, moje koty powinny być w moim boskim catio. Wychylam łeb przez okno widzę łaciaka, mojego łaciała i był zdecydowanie nie tam gdzie powinien być. Oczywiście panika, koty nie znają terenu, masa pytań co się stało, drzwiczki się otworzyły, siatka pękła itd. Wyleciałam jak z procy z pokoju. Gucia siedziała z wypisanym na twarzy napisem „ogarnij kufa sytuację bo jest coś mocno nie tak” rozglądam się dookoła i poza Gucią widziałam jedynie Filemona, Bonifacy zapadł się pod ziemię. Zresztą Filemon siedział na drzewie, na orzechu, wysoko na orzechu. Ale co się do cholery stało? Sprawdzam drzwiczki całe, catio – nie całe. Ktoś sympatycznie w imieniu może wolności i szczęścia kotów postanowił pociąć siatkę. Nie, nie porwać, po prostu pociąć, równiutko naruszając strukturę catio. Zajebiście nie ma co, pomyślałam sobie w duchu. Połatałam jakoś wstępnie, Gucia wlazła do środka (nawet nie miała zamiaru mnie kochana opuszczać), Filo zlazł z drzewa też przyszedł do środka. Zaczęłam płakać, ze stresu, bezsilności, strachu. Nigdzie nie było Bonifacego, dałam jeść łaciakom i zaczęłam szukać Bonia, ale bez skutku. Wróciłam do łóżka, wtuliłam się w psiaka i zaczęłam wyć. Boniu jest najsłabszy ze stada, boi się wszystkiego i w strachu ucieka po prostu przed siebie, jest zresztą najbardziej chorowity. Nagle mój psiak zerwał się z łóżka i wgapiał się w okno, na początku wkurzyłam się na niego bo szczekał i machał ogonem a ja totalnie nie miałam ochoty na zabawę. Postanowiłam jednak wstać i sprawdzić o co kaman, przy catio szukając wejścia dreptał Boniu. Cała 3ka jest wykochana i bezpieczna. Jednak były w przeogromnym stresie. Następnym razem jak jakiś (za przeproszeniem) baran postanowi uwolnić koty z „więzienia” niech się je najpierw zapyta czy mają na to ochotę, zamiast niszczyć moją własność, zrobioną za ciężko zarobione przez mojego tatę pieniędzy ale przede wszystkim zamiast narażać te kociny na stres i niebezpieczeństwa. Bo to się mogło różnie skończyć. Jakie widzę pozytywy w tej całej sytuacji. Koty chcą być ze mną, Gucia nawet nie uciekała, czekała na mnie pod domem, żebym ogarnęła jej dzieci, Filemon też trzymał się domu (siedział na drzewie w okolicach catio), gdzie siedział Boniu nie mam pojęcia, ale też nie opuścił podwórka. I pierwsze co jak mnie zobaczyły, bez ganiania, łapania – wróciły do mnie.

źródło: fundacja VIVA!


Cała ta sytuacja to jednak pikuś. Jest taka jedna (pewnie nie jedyna na świecie) osoba, która wraz z pomocą fundacji zabrała z ulicy kocinę, kocina z kikutem, niesprawna. Kocicę trzeba było dostarczyć do weta na leczenie i operację po czym znaleźć jej dom. Każdy człowiek na ziemi wie, że niepełnosprawny kot słabo radzi sobie na wolności (w domu owszem, jest jak pełnosprawny kot, jednak życie na ulicy rządzi się innymi prawami). I cała ta historia byłaby historią bajkową gdyby do gry nie włączył się TOZ, towarzystwo oskarżyło tę kobietę o UWAGA kradzież kota z ekosystemu. I to jest Polska właśnie!

niedziela, 2 lutego 2014

nieprzypadkowi ulubieńcy

Macie czasami tak, że lubicie jakiegoś celebrytę/gwiazdę/osobę znaną a totalnie na pierwszy rzut oka nie wiecie bardzo za co? Ja tak mam na każdym kroku jakbym nie wiem miała jakiś dziwny radar wyłapujący podobne drgania serducha. Kilka lat temu spodobała m się Olga Bołądź (aktorka), nigdy nie była jakąś moją wielką idolką (ogólnie uważam, że nazywanie kogoś idolem na każdym kroku może być straszliwą pomyłką). Olga jest piękną kobietą i zagrała Agatę Mróz w filmie opartym na historii choroby tej siatkarki ale przecież jedną rolą i urodą jakoś nie zdobywa się sympatii na dłużej niż czas trwania seansu w kinie. I oto odkryłam kilka faktów dotyczących Olgi, nie dość, że jest wolontariuszką w schronisku dla bezdomnych zwierząt w Józefowie k. Legionowa to prowadzi także dom tymczasowy. Wtedy zapalił mi się neonkowy napis w głowie mówiący „oho!”


źródło: serce dla zwierząt.pl


Natomiast od kiedy wróciłam do nałogowego oglądania serialu Na dobre i na złe w oko wpadła mi Kamila Baar, piękna, FANTASTYCZNE WŁOSY! Ale... no to chyba nie wystarczający powód, żeby wręcz z uwielbieniem wgapiać się w jej twarz. W wolnej chwili zaczęłam sobie googlować. Kamila jest bardzo świadomą kobietą, zainteresowaną ekologią i możliwościami wprowadzania w życie zasad wpływających na ochronę środowiska. Przez niektórych nazywana wegetarianką ale Kamila nadal je ryby, natomiast zawsze zwraca uwagę na to, co kupuje (są to głównie produkty BIO), jej dieta w większości opiera się na warzywach, owocach i nasionkach dodatkowo Kamila wraz ze swoim partnerem sadzi drzewa. Chyba to jednak mnie do niej przyciąga bardziej niż nienaganna kondycja włosów i nieziemska figura.


źródło filmweb


Kolejną Polką znaną ze srebrnego ekranu, z którą „sympatyzuję” jest Marta Wierzbicka, grywa głównie w „Na wspólnej” ale ja znam ją przede wszystkim z bloga LUBIĘ SZPINAK, Marta znana jest czytelnikom pudelka jako kobieta narzekająca na swoje krągłości (te w górnej partii ciała) jednak ja znam ją z angażowania się w pomoc wielu fundacjom prozwierzęcym, zaadoptowała także psiaka ze schroniska razem z którym bierze udział w akcjach mających na celu pobudzenie świadomości i wiedzy w umysłach ludzi, np. uwolnij psa z łańcucha.

Żeby nie było tak, że tylko kobiety lubię to zdradzę Wam kolejne dwa nazwiska, które uwielbiam, tylko akurat w przypadku mężczyzn moje uwielbienie jest uwarunkowane czymś więcej.

Freddie Mercury, facet znany z GENIALNEGO głosu i niesamowitym talentem do zaczarowania tłumu co więcej potrafił się tym oczarowaniem upajać. Widzieliście kiedykolwiek występ Fredka live? Znaczy nie, że osobiście tylko nie wiem w tv, na video cokolwiek? Ja kiedy Fredek umarł byłam szczylem także mogę oglądać go tylko w internecie bądź na płytach. Boże ten człowiek był naprawdę geniuszem. Ale... nie każdy może wie, że Fredek był kociarzem. Takim mega oszołomowatym kociarzem, w sumie jak większość kociarzy. Kociarze potrafią czasem zbzikować na punkcie swojego kicimordka. Fredek zbzikował do tego stopnia, że jak wyjeżdżał w trasy koncertowe zawsze do swoich futrzaczków dzwonił, co więcej zadbał o nie także po swojej śmierci, zostawiając odpowiedni testament.


źródło scarletini


Ostatnim nieprzypadkowym ulubieńcem dzisiejszej notki jest Maciej Maleńczuk, wiem, wiem szowinista, pijak bla bla bla dla mnie facet z ogromną charyzmą i pasją, każdy jego koncert/występ jakkolwiek by nie był nawalony jest wręcz oszałamiający. Potrafi poderwać nawet pikników i snobów. Serio mówię. Ale moje uwielbienie do niego urosło w momencie natrafienia na program UWAGA z kulisami sławy poświęconymi właśnie Maćkowi. Padło groźne pytanie „co jest dla Ciebie ważne”, Maciej odpowiedział jak na kociarza przystało „kotka, moja kotka jest dla mnie ważna” wymieniona zaraz po dzieciach przed żoną i kochankami. A jak pokazali tę kocinę to już całkiem się rozanieliłam. Nie, nie, żaden rasowiec za 3 koła, pospolity dachowiec, ale uroczy dachowiec.

Notkę z cyklu nieprzypadkowe wybory odcinek „ulubieńcy” kończę słowem, że to nie jest ostatnia notka tego typu.

A Wy macie jakieś osoby znane, które lubicie ale nie do końca wiecie za co :D?

wtorek, 21 stycznia 2014

Przegląd karm odcinek 1 karmy suche.

Jako, że przez mój dom przewinęło się sporo osobników gatunku pies/kot postanowiłam napisać posta o karmach, karmach dostępnych na każdym poziomie dostępności cenowej. Karmie suchej i mokrej. Ale tej tylko, którą w ciemno mogę polecić.

Nie zawsze byłam biedna jak mysz kościelna więc przez nasz dom przewinęło się sporo worów karm różnorakich wybrałam te (moim i moich futrzanych zdaniem najlepsze)

Karmy suche


Najlepszą obecnie na rynku, jednak nie dostępna każdemu śmiertelnikowi (czemu? Napiszę za chwil kilka), jest karma Ziwi Peak (nie, nie jest to wpis sponsorowany a szkoda, przydałoby nam się kilka worków :D). Jest to karma z Nowej Zelandii. Producent zapewnia, że wszystkie składniki pochodzą z upraw i hodowli ekologicznych i mięso wykorzystywane do produkcji karmy to nie jakieś ochłapy a normalne mięso, które jest sprzedawane także ludziom. Więcej, że w owej karmie jest 90% mięsa a reszta to potrzebne psu i kotu zioła, wodorosty i inne zieloności (ale bez zapychaczy typu węglowodany). Jak to się ma do rzeczywistości. Składu na oko nie poznam czy faktycznie jest tam 90% mięsa jednak zapewnienie o 95% przyswajalności jest prawdą. Psiak (nawet sporych rozmiarów) robi (brzydko powiem :P) bobka o wielkości naprawdę malusiej raz na dzień a nawet 2 dni. Do tego bobek pozbawiony jest przykrego zapachu, jest zbity i twardy więc opiekunowi super się takie rzeczy sprząta z trawnika. Karma sucha tej marki nie przypomina chrupków, suchych kulek są to takie włókniste, rozpadające się kawałeczki (idealne więc i dla seniora i dla psiaków pozbawionych zębów). To tak naprawdę kawałki suszonego mięsa (bardzo przypominają przysmaki marki Thrive – tak wizualnie). Zapach ta karma ma obezwładniający – zapomnisz szczelnie zamknąć opakowanie – wierz mi ciężko będzie Ci wejść z powrotem do kuchni. Oj ciężko. Zapytacie co z kotami – powiem Wam tak, jak moje psy karmę Ziwi ubóstwiały tak koty miały raczej minę „co to za shit?” – z kotami nie nadążysz a karma niestety kosztuje swoje więc ich odmowa jedzenia tej karmy może nas przyprawić o palpitację serca. Dodatkowo uwaga jeżeli nasz pies ma naście lat i całe życie jadł typowe chrupki zmiana na ziwi peaka może mu się nie spodobać i mimo naszych modłów czy próśb może potraktować tę karmę po kociemu. Na początku wspomniałam, że ta karma nie jest dostępna dla każdego śmiertelnika – dlaczego? – a no z prostego powodu, cena! Cenę ma zabójczą. Koszt kilograma waha się od 75 do prawie 90 zł, 5 kilo kosztuje ok. 350 zł. Robi wrażenie prawda? Ja jak miałam stabilną sytuację finansową kupowałam ją psom jako smakołyk czy przegryzka w ciągu dnia np. jak miały zostać same w domu. Nazywałam je czule „śmierdziuchami” (karmę, nie, że psy :D).

Kolejną karmą, którą miałam okazję testować i plasuje się bardzo wysoko (cenowo i jakościowo) jest karma Orijen. W przypadku tej karmy mogę powiedzieć, że polecają ją zarówno psiaki jak i koty. Orijen ma kilka wersji smakowych. Jest czerwone mięso, rybki i kurczak. Koty upodobały sobie rybki, psiak kurczaka. Co mogę powiedzieć o tej karmie? Podobnie jak Ziwi jest to karma bezzbożowa, jednak jakościowo jest gorsza od karmy opisanej jako number one. Za to jest już bardziej przystępna cenowo. 13 kilo kosztuje ok. 260 zł (za kurczaka) inne smaki już wyżej, nawet ponad 300. Karma przechowywana powinna być próżniowo (i tutaj uwaga, jeżeli worek karmy otrzymujecie z powietrzem znaczy, że karma nie była przechowywana prawidłowo, karmę powinniście dostać w sprasowanym, próżniowo zapakowanym worku). Karma przez to jest długo świeża, aromatyczna i odrobinę wilgotna. Jedna jeszcze sprawa – karma ta nie jest przez koty czy psa uznawana za rarytas, jedzą ją ale nie w jakimś amoku, psiak mi jadł ją dopiero jak zgłodniał i tylko wtedy jak zgłodniał. Ale karma jest świetna. Nie ma problemów z wypróżnieniem zwierzaka (i właśnie jest to podobnie jak po ziwi kupa twarda i ścisła, nieśmierdząca więc można ją spoko sprzątnąć). Marka Orijen ma jeszcze słabsze karmy w swojej ofercie jest to Acana (już ze zbożami i zapychaczami) i Purizon. I obie te marki zwierzaki jedzą bardzo niechętnie.

Taste of the wild – wybierana chyba najczęściej przez opiekunów zwierzaków. Dlaczego? Jest już cenowo bardzo dostępna, jest dobra jakościowo a i smakowo bardziej pasuje futrzakom. I tutaj zarówno i dla psów i kotów mogę w ciemno polecać. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby którykolwiek z kotów czy psów zastrajkował (ponadto często przy mieszaniu karmy to właśnie Orijen lądował poza miską a Taste był zjadany – mój psiak lubi tak sobie selekcjonować :P). Taste nie jest taką do końca bezzbożówką ma jakąś pochodną mączkę do której można się przyczepić jednak jest jej w składzie bardzo niewiele. Najlepsze smakowo są rybki i czerwone mięso bądź bizon (w przypadku psów) w przypadku kotów to loteria, co który lubi (bezpieczne są rybki).

W przypadku 3 powyżej wymienionych karm nie ma problemu z nieprzyjemnym zapachem z psiego pychola, sierść wygląda obezwładniająco (ale to zasługa siemienia lnianego w składzie), sierść nie chłonie zapachu, kupy nie śmierdzą a nie ma mowy o gazach bojowych (które psiak może puszczać po karmach ze zbożami i węglowodanami w składzie). Dodatkowo jak bierzemy zabiedzonego psiaka ze schroniska to właśnie na tych karmach można mega szybko wyprowadzić psa z anemii i niedoborów. Mój trafił do mnie z biało-żółtym językiem, chory i połamany. Kilka dni jedzenia dobrego jakościowo i psiak miał bordowy jęzor, choroby mijały praktycznie bezobjawowo i szybko co do złamań wszystko się pięknie pozrastało.

Jednak jak wiemy w życiu czasami bywa tak, że nie stać nas na wydanie 200 za worek karmy i trzeba sięgnąć po coś tańszego – odradzam wszelkie whiskasy, kitekaty, frieskiesy i inne sklepowe esy. W ciemno polecić mogę zarówno psie i kocie karmy dostępne cenowo na każdą kieszeń.

W przypadku kotów:

Arion - idealna w porze zimowej dla dziczków i wolniaczków jest tłustsza i smakuje kotom, worek 15 kilo waży koło 100 (taniej niż whiskas) są różne wersje juniorkowe, seniorkowe i adultkowe. Nieco droższa ale mniej tłusta jest karma Sanabelle – również smakuje kotom, są dostępne różne wersje smakowe, są także karmy dostosowane pod różne kocie potrzeby. Z tańszych karm jest jeszcze Josera – na allegro można ją często dostać za 99 zł. Niedługo będziemy testować jeszcze karmę Brekkis – która także jest mocno polecana.

W przypadku psów:

Arionek (przynajmniej w przypadku karmy dla seniorów) sprawdzał się u mnie świetnie, miał dobry skład z ograniczeniem składników drobiowych. Polecić mogę także Bosha – jest wiele wersji smakowych i karm podzielonych na psiaki z różnymi dolegliwościami. Obie karmy można w sklepach internetowych dostać naprawdę w świetnych cenach.

Także porzućcie whiskasy i inne pseudo-mięsne karmy na rzecz dobrych jakościowo a często i tańszych karm, niestety większość z nich w normalnych cenach można dostać tylko w necie w sklepach zoologicznych mają niemalże zawsze ceny z kosmosu.

niedziela, 19 stycznia 2014

Zimowa rzeczywistość

Kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam zimę, śnieg, sanki, lepienie bałwanów, zimno i trzeba nosić grube swetrzyska i puchate kurtki. Od kiedy zaczęłam pomagać zwierzakom i dodatkowo chorować na tarczycę poglądy zmieniły mi się o 180 stopni. Nienawidzę zimy, każdy sweter jest za mało ciepły, kurtka za mało gruba a spać to najlepiej pod dwiema kołdrami. Dodatkowo... zwierzaczkom ciężej. Potrzeba więcej jedzenia, więcej ciepłych, bezpiecznych miejsc ale pojawiają się nowe problemy. U kociatych zamarzł zamek, ani go otworzyć ani zamknąć, wszystko w lodzie. Koty więc są otwarte – zostaje modlić się, żeby nie pouciekały. Jedzenie zamarza, woda zamarza, tylko tyle, że mają gdzie się schować i ogrzać. Niektóre zwierzołki mają gorzej, wiecie jak to jest u nas w kraju, prawo swoje, ustawy swoje a ludzie i tak swoje. Wielu firmom, spółdzielniom przede wszystkim ludziom koty przeszkadzają, niszczą budki, dosypują trucizny do jedzenia ogólnie straszne rzeczy. Ale jak się ma takie 3 uratowane życia pod okiem a nawet 4 (bo jeszcze jest Psiak) są i „fajne chwile”. Kociaste uwielbiają bawić się spadającymi płatkami śniegu, mają wilczy apetyt przez co naprawdę potrafią wejść człowiekowi na głowę. Chłopaki można nosić na rękach, tulić, całować. Psioch to czysty śniegożerca, ciągle na speedzie. Broda w śniegu, głowa w śniegu byle zanurkować, powciągać nosem – normalnie marycha. Co do jedynej kobiety w stadzie to nadal niedotykalska. Ale nie skarży się, ma swoje suche, ciepłe miejsce, jedzenie podstawiane pod nos, jak chce się pogłaskać to głaszcze się sama, jednak nie jest na razie na tyle oswojona aby głaskać się o człowieka więc ociera się o swoich synków. Wcześniej tego nie robiła więc mam nadzieję, że prędzej czy później otrze się i o mnie.


źródło fotki radom24.pl


Jak wygląda syt. Zwierząt w Waszym mieście? Są jakieś akcje, które prowadzi miasto. Np. w zielonej górze była akcja budowania domków dla kotów, Świdnica (urząd miejski) co roku wydaje oświadczenie o uchylaniu piwnicznych okienek i nie przeganianiu kotów: KLIK

u nas tylko dziewczyny, które zajmują się pomocą zwierzętom walczą, ale na razie jest to walka z wiatrakami i z miastem.... Przydałaby się u nas jakaś spora zmiana, chociażby w świadomości naszego burmistrza.

sobota, 18 stycznia 2014

Liebster Award - 2 odcinki :P

Nominację otrzymałam od BioDeutschland Zasady:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej licznie obserwatorów, więc daję możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

odpowiedzi na pytania
1. Ulubiona część garderoby: biżuteria ale taka ręcznie robiona i najlepiej z kocim motywem
2. Twój wzór do naśladowania: zależy na jakim polu, bo nie ma osoby, która zna się na wszystkim. Ale jak bym miała wybrać jedną to wybieram mojego dziadka :)
3. Pomadka czy błyszczyk: błyszczyk
4. Wymień 3 rzeczy, które zabrałabyś na bezludną wyspę: książkę (Chata gdzie tragedia zderza się z wiecznością), coś do słuchania muzyki i album z fotkami moich najważniejszych
5. Pierwsza rzecz jaką robisz po przebudzeniu to: całuję psiaka a raczej on mnie
6. Domek w górach czy nad morzem: w sumie nieważne miejsce, ważne z kim
7. Ulubiona przyprawa: wanilia
8. Która religia jest ci najbliższa: chrześcijaństwo
9. Ulubiony serial: obecnie White Collar
10. Gadżet który Cię mile zaskoczył: jestem cofnięta technicznie więc w sumie nie bardzo się znam na gadżetach
11. Jaki typ mężczyzny/kobiety preferujesz? mam słabość do starszych, dojrzałych facetów. Wysoki, brunet, zadbany ale bez przesady. Najważniejsze to musi być człowiek z pasją.

Moje pytania
1. Przepis na relaks
2. Nie wyjdę z domu bez
3. Mój top of the top w knajpkach (na całym świecie) podaj nazwę i opis dlaczego to miejsce
4. Książka, która wywarła na mnie największe wrażenie
5. Szczęście - czym jest dla Ciebie
6. Ulubione wspomnienie z dzieciństwa
7. Dom bez zwierzaka to nie dom? A może właśnie dla Ciebie w domu nie ma miejsca na zwierzęta? Dlaczego?
8. Ulubione miejsce na Ziemi do którego zawsze z chęcią wracasz
9. Co drażni Cię w innych ludziach? Czego nie lubisz w zachowaniach innych osób
10. Mówią, że człowiekowi, który nie lubi słodyczy nie należy ufać, co ze słodkości uwielbiasz najbardziej?
11. Rzeczy, których potrafisz kupować najwięcej, na co zdarza Ci się przepuścić najwięcej $$$

nominuję blogi
powiem szczerze w blogosferze dopiero raczkuję. Wiem, że ciężko w to uwierzyć bo już trochę jestem na blogspocie zalogowana ale jak wspomniałam jestem totalnie do tyłu z techniką i trochę się w niej gubię także nominuję i blogi popularne mocno, te które lubię i które czytam (odpowiedzi na pytania mogą zostawić w komentarzu o ile chcą wziąć udział w zabawie)
Sorbecik
Wege Żarłok
Chatul
wege kuchnia
podrap mnie za uchem
RAW


ukradłam pytania od Sorbecika ale sama napisała, żeby się częstować, więc tak robię :D
1 Akcent brytyjski, włoski czy francuski?: nie będę oryginalna, ale brytyjski <3
2 Najlepszy wampir w historii to... nie jestem fanką wampirów, nie znam ani jednego (wróć! znam ze słyszenia jakiegoś Edwarda, ale nie liczy się :P)
3 Dlaczego nie lubisz muzyki metalowej? A jeśli lubisz to: dlaczego nie lubisz techno? Nie czuję klimatu muzyki techno, umpa umpa białe rękawiczki, metalowe klatki jakoś mnie to nie jara :P
4 Z kim chciałabyś pogadać przy kawie - zarówno żywi jak i umarli w tym pytaniu się liczą. ooooo pełno osób: z żyjących: Alan Rickman, Tim DeKay (chociażby tylko popatrzeć), Matt Boomer, Peter Singer, Krysia Janda, papa Franciszek itd. z nieżyjących: mój dziadek, Fredek Mercury, Wisława Szymborska, Jan Paweł II, matka Teresa, Sokrates (ale nie wiem czy on by się kawy napił :P)
5 Co Cię denerwuje w innych blogach? Odstręcza? Blogerowy zwyczaj, którego nie rozumiesz. żebrania o lajki, daj mi ja Ci dam 5, obserwuj mnie ja poobserwuje Ciebie itd.
6 Film o którym chcesz zapomnieć i żałujesz, że widziałeś to... Wzgórza mają oczy (obrzydliwe i chore)
7 Bezdomnemu kupisz bułkę czy dasz pieniądze? Kupię bułkę. Poznałam kiedyś wspaniałego człowieka, bezdomnego właśnie. Oczytany, inteligentny, wspaniały facet. Życie mu się sypnęło. Oooo on też byłby świetnym materiałem na bycie wzorem do naśladowania - nie stracić godności i mądrości w takiej sytuacji. Chciałabym być kiedyś taka silna i twarda.
8 Zarost u faceta - tak czy nie? ofc yes :)
9 W czym jesteś dobry człowieku? Malowanie paznokci też się liczy! Ponoć jestem mądra, jestem dobra w przekazywaniu i tłumaczeniu wiedzy, dobra w pisaniu prac naukowych ale za leniwa. Mi się wydaję, że jednak moją główną umiejętnością jest ściąganie problemów, chorób i śmierci.
10 Lajk na fejsBogu czy piwo z ziomalami? ostatnio skapciałam ale zawsze stawiam na browarka w super towarzystwie
11 Każdy kocha muzykę - wymień 3 albumy, które coś zmieniły w Tobie, wyryły się, znasz na pamięć. Niepotrzebne wykreśl. Michael Jackson (all), Freddie Mercury (all ale ze wskazaniem na Live at the Wembley '86), i singiel (tak się pisze :P?) Jose Cura Just show me how to love You. (kocham głos Jose Cury)