niedziela, 19 stycznia 2014

Zimowa rzeczywistość

Kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam zimę, śnieg, sanki, lepienie bałwanów, zimno i trzeba nosić grube swetrzyska i puchate kurtki. Od kiedy zaczęłam pomagać zwierzakom i dodatkowo chorować na tarczycę poglądy zmieniły mi się o 180 stopni. Nienawidzę zimy, każdy sweter jest za mało ciepły, kurtka za mało gruba a spać to najlepiej pod dwiema kołdrami. Dodatkowo... zwierzaczkom ciężej. Potrzeba więcej jedzenia, więcej ciepłych, bezpiecznych miejsc ale pojawiają się nowe problemy. U kociatych zamarzł zamek, ani go otworzyć ani zamknąć, wszystko w lodzie. Koty więc są otwarte – zostaje modlić się, żeby nie pouciekały. Jedzenie zamarza, woda zamarza, tylko tyle, że mają gdzie się schować i ogrzać. Niektóre zwierzołki mają gorzej, wiecie jak to jest u nas w kraju, prawo swoje, ustawy swoje a ludzie i tak swoje. Wielu firmom, spółdzielniom przede wszystkim ludziom koty przeszkadzają, niszczą budki, dosypują trucizny do jedzenia ogólnie straszne rzeczy. Ale jak się ma takie 3 uratowane życia pod okiem a nawet 4 (bo jeszcze jest Psiak) są i „fajne chwile”. Kociaste uwielbiają bawić się spadającymi płatkami śniegu, mają wilczy apetyt przez co naprawdę potrafią wejść człowiekowi na głowę. Chłopaki można nosić na rękach, tulić, całować. Psioch to czysty śniegożerca, ciągle na speedzie. Broda w śniegu, głowa w śniegu byle zanurkować, powciągać nosem – normalnie marycha. Co do jedynej kobiety w stadzie to nadal niedotykalska. Ale nie skarży się, ma swoje suche, ciepłe miejsce, jedzenie podstawiane pod nos, jak chce się pogłaskać to głaszcze się sama, jednak nie jest na razie na tyle oswojona aby głaskać się o człowieka więc ociera się o swoich synków. Wcześniej tego nie robiła więc mam nadzieję, że prędzej czy później otrze się i o mnie.


źródło fotki radom24.pl


Jak wygląda syt. Zwierząt w Waszym mieście? Są jakieś akcje, które prowadzi miasto. Np. w zielonej górze była akcja budowania domków dla kotów, Świdnica (urząd miejski) co roku wydaje oświadczenie o uchylaniu piwnicznych okienek i nie przeganianiu kotów: KLIK

u nas tylko dziewczyny, które zajmują się pomocą zwierzętom walczą, ale na razie jest to walka z wiatrakami i z miastem.... Przydałaby się u nas jakaś spora zmiana, chociażby w świadomości naszego burmistrza.

2 komentarze:

  1. W moim bloku mieszka dziewczyna, która swojego kota wypuszcza na podwórko i po 8 godzinach wraca i zwierzak czeka na nią pod klatką:) mądra bestia. Pałęta się u nas kilka bezdomnych kotów, ale są grubiutkie - dokarmiają je ludzie, myślę, że mają się gdzie schować w nocy. Bezdomnych psów na ulicach wogole nie ma. Ale ja w mieście jestem, nie wiem jak jest na wsi...

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas niby miasto, niby blisko stolicy, niby miasto w budowie i rozwijające się. Niby bo nadal czuć powiew "wiejskiego myślenia", pomaga niewiele osób i mimo, że zwierzaków wykastrowanych przez fundacje setki to coraz to nowe i więcej. Taka trochę syzyfowa praca. Najważniejsze jednak, że warto.

    OdpowiedzUsuń