poniedziałek, 4 marca 2013

Rychu już w domu :)))

Ryszard (bo tak nazwała tygryska nowa opiekunka) wczoraj pojechał do domu pozostawiając mi na pamiątkę połamaną gałąź pod oknem. Sytuacja Tygryska od wtorku w niecały tydzień z dramatu zmieniła się w historię z happy endem. Jak wiecie Ryśka ktoś wyrzucił do śmietnika, nie wiem czy było to spowodowane nieradzeniem sobie z wymiotami kota, czy po prostu zabawka się znudziła. W środę przyuważyłam, że Rychu strasznie wymiotuje i daleko mu do "dzikiego" kota. Dzięki uprzejmości weterynarzy z mojej ulubionej przychodni weterynaryjnej Rysiek znalazł ciepły kąt i pomoc medyczną. Wymioty okazały się mieć źródło w robaczywej historii. Tygrychu więc został odrobaczony a potem pozbawiony jajek. W niedzielę natomiast wylądował już na stałe w kochającym go domku. Po drodze rozkochał w sobie wszystkich i przez to też mam obecnie doła, po prostu za nim tęsknię. W tym miejscu chciałabym podziękować jedynej lecznicy, która zechciała pomóc i mi i Ryśkowi. Każda fundacja pro zwierzęca mnie spławiła z TOZem na czele. Także mogą zapomnieć o moim 1%. Nie oczekiwałam od nich zabrania kota ale ogólnie o reakcję a tu.... olewka po całości.
źródło: strona na FB Ampułka przychodnia weterynaryjna dla zwierząt różnych

2 komentarze:

  1. Lubię takie historię z happy endem, dobrze, że Rychu szybko znalazł kochający dom :)

    OdpowiedzUsuń