środa, 13 czerwca 2012

co z tymi Chinami?

Pewnie już wiecie, a jak nie wiecie to spieszę ze smutną (chociaż w przyszłości może się okazać, że nie koniecznie ale o tym zaraz...) wiadomością, że Urban Decay wkroczył na rynek Chiński. Już wyjaśniam o co z tym rynkiem Chińskim bo to jak ze spalonym wszyscy niby wiedzą o co chodzi a jednak w praktyce wychodzi, że nie jest to do końca jasne. Otóż Rynek Chiński jest rynkiem dość specyficznym (na pewno znacie różne historie od zjadania psów po breloczki z żywymi - niedługo - zwierzaczkami) - skupimy się jednak tylko na kwestii testów na zwierzętach. Firma kosmetyczna wkraczająca na ten dość niepewny grunt sama w sobie nie testuje, składników używa tych samych, których używa w UE ogólnie wszystko jest tak samo, poza jednym małym szczegółem, firma ta musi dostarczyć kosmetyk do testów na zwierzętach czyli reasumując firma nie testuje jednak robi to ktoś za nią. Automatycznie taka firma wskakuje na czerwoną listę osób, które używają kosmetyków pozbawionych okrucieństwa. Zaznaczyłam na początku, że wejście na rynek Chiński nie oznacza jednak tak do końca tragedii, otóż Urban Decay (podobnie jak L'occitane czy Oriflame) deklaruje, że oni czują w tym swoją misję otóż zamierzają będąc w środku tej chińskiej konstrukcji rozbudzać chińską świadomość podsuwając im wyniki z metod alternatywnych, przeprowadzając akcję przeciwko testom na zwierzętach (a także traktowania kobiet) aby niczym koń trojański coś tam ugrać w kierunku zmiany chińskiego myślenia dotyczącego testowania i jego konieczności. Oczywiście idea piękna i wzniosła jak to wyjdzie w praktyce zobaczymy. Niemniej jednak sprawie na pewno należy się przyglądać, zwłaszcza, że pierwszy krok w tym kierunku uczyniła PETA, może 3 wymienione wyżej firmy jednocząc się w walce coś ugrają - poczekamy. Ja na chwilę obecną zakupów z owych firm robić nie będę ale sprawie bacznie się będę przyglądała i mocno kibicowała aby się im udało :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz