środa, 27 czerwca 2012

za to właśnie kocham "szmatexy"

Od ostatniej jesieni chorowałam, dosłownie chorowałam na kurtkę w stylu etnicznym. Jednak na te z sieciówek szkoda mi było kasy, zwłaszcza, że większość z nich bardziej miało krój poncza a ja jednak nie przepadam za takimi nietoperzami. Owszem były kurteczki spełniające moje wymogi ale ich ceny... odstraszały. Chodziłam w swojej szarej, smutnej budrysówce już kilka numerów za dużej bo lekko mówiąc schudło mi się. Pomysł kupienia kurtki jakoś umarł śmiercią tragiczną, jednak jakiś smutek pozostał. Do dzisiaj. Po kolejnej nie za ciekawej akcji w domu (razem z mamą opiekujemy się chorą na Alzhaimera babcią i czasami daje nam do pieca) wyjechałyśmy z mamą na miasto, "to co, do sklepu?", takie grzebanie i buszowanie jakoś uspokaja i mimo, że często kończy się tylko na grzebaniu niż kupowaniu to i tak jest to chyba nasza jakaś taka... rozrywka ;). Dzisiaj też jakoś nic nie zapowiadało jakiegoś mega zakupu. Dorwałam tylko czarną "biurową" sukienkę z Asosa - brakuje mi w szafie takich sukienek do żakietów na jakieś wyjścia do teatru czy na jakieś spotkanie mocno oficjalne więc zgarnęłam ją do koszyka, kilka rundek po sklepie, wyciągania jakichś mocno śmiesznych kreacji, wygrzebywania zabawek i torebek po czym moja mamcia (mistrz wyszukiwania skarbów) wydobyła moje cudo, którego szukałam od tak długiego czasu.
moja wymarzona kurteczka etno style - jestem bezgranicznie w niej zauroczona :D
I tak coś na co szkoda mi było pieniędzy za kilka groszy wpadło a raczej wskoczyło do mojej szafy. I jak tu nie kochać second handów? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz