sobota, 27 października 2012

kudłate szczęście...

Ból po odejściu Oli jest duży i nie chce minąć. Serce jest obdarzone miejscem na nową, futrzastą miłość... Wczoraj razem z rodzicami obraliśmy kierunek Józefów. Każdy kto był w schronisku w celu wybrania psa wie, że jest to najtrudniejsza wizyta na świecie. Wybierasz jednego, zostawiając setki. Niby nie planowaliśmy wracać już z psem, nie mieliśmy nic, ani jedzenia, ani obroży, nic. Absolutamente nada. Ale tam był on. Ciapa taka totalna. Jedyny, który nie pchał się do głaskania. Wręcz uciekał. Normalnie Wypłosz nie rób scen!!!. Skradł mi serce w kilka sekund. Pozwólcie, że przedstawię Platona. Platon w schronisku nazywał się Jotek, trafił tam po interwencji. Psina boi się strasznie, najlepiej czuje się na łóżku. Poza świerzbem w uszach okaz zdrowia. Bałam się jak to nam się poukłada, ale idzie wszystko w dobrym kierunku. oto i on:

2 komentarze:

  1. Uroczy niuniuś :) Ja się akurat do psów zupełnie nie nadaję, ale podziwiam wszystkich, którzy się porywają na taką opiekę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no Platon okazał się być diabłem wcielonym ale staram się go ogarnąć. Gryzie (wychodzić mu będą zęby mleczne), sika na dywan (ma kwarantannę do 2.11 więc nie mam jak go nawet uczyć na razie, że w domu się nie robi), ciągle jest głodny :D (dodatkowo moją robotę psuje babcia - chora na Alzhaimera - chciałam, żeby junior nie sikał na dywan i uczyłam go, żeby biegł na przedpokój, wszystko fajnie tylko za każdym razie jak się przymierza, moja babcia na niego włazi :/ no już mi cierpliwości brakuje, ale nie do psa, tylko do babci akurat :(((( )

      Usuń