środa, 27 czerwca 2012

za to właśnie kocham "szmatexy"

Od ostatniej jesieni chorowałam, dosłownie chorowałam na kurtkę w stylu etnicznym. Jednak na te z sieciówek szkoda mi było kasy, zwłaszcza, że większość z nich bardziej miało krój poncza a ja jednak nie przepadam za takimi nietoperzami. Owszem były kurteczki spełniające moje wymogi ale ich ceny... odstraszały. Chodziłam w swojej szarej, smutnej budrysówce już kilka numerów za dużej bo lekko mówiąc schudło mi się. Pomysł kupienia kurtki jakoś umarł śmiercią tragiczną, jednak jakiś smutek pozostał. Do dzisiaj. Po kolejnej nie za ciekawej akcji w domu (razem z mamą opiekujemy się chorą na Alzhaimera babcią i czasami daje nam do pieca) wyjechałyśmy z mamą na miasto, "to co, do sklepu?", takie grzebanie i buszowanie jakoś uspokaja i mimo, że często kończy się tylko na grzebaniu niż kupowaniu to i tak jest to chyba nasza jakaś taka... rozrywka ;). Dzisiaj też jakoś nic nie zapowiadało jakiegoś mega zakupu. Dorwałam tylko czarną "biurową" sukienkę z Asosa - brakuje mi w szafie takich sukienek do żakietów na jakieś wyjścia do teatru czy na jakieś spotkanie mocno oficjalne więc zgarnęłam ją do koszyka, kilka rundek po sklepie, wyciągania jakichś mocno śmiesznych kreacji, wygrzebywania zabawek i torebek po czym moja mamcia (mistrz wyszukiwania skarbów) wydobyła moje cudo, którego szukałam od tak długiego czasu.
moja wymarzona kurteczka etno style - jestem bezgranicznie w niej zauroczona :D
I tak coś na co szkoda mi było pieniędzy za kilka groszy wpadło a raczej wskoczyło do mojej szafy. I jak tu nie kochać second handów? :)

wtorek, 26 czerwca 2012

Zmiany w szeregach dobrze znanych nam firm.

Z przykrością muszę donieść, że lista firm nietestujących na zwierzętach zamiast prężnie się rozrastać to coraz bardziej się kurczy. I na nic bojkoty, na nic protesty. Dla niektórych te zwierzęta po prostu urodziły się po to, aby umrzeć. Sad but true. Do firm, których należy już unikać na drogeryjnych półkach należy dopisać z krwawiącym sercem Kolastynę a wraz z nią podległe jej firmy z Polleną Uroda i 4 pory roku na czele ale nie tylko wyrzucamy też Miraculum, Tanitę i Palomę. Firmy te zostały przejęte przez testujący koncern. Ale nie tylko te firmy zmieniły właściciela, także Soraya należy teraz do Cederroth okazało się jednak, że jest to koncern totalnie zielony i bez wyrzutów sumienia nadal można się smarować balsamami tej firmy. Cederroth oświadcza oficjalnie, że ani gotowy produkt ani żaden z jego składników nie jest testowany na zwierzętach. Także uffffff można spać spokojnie. Przy produktach Polleny też musicie uważać, nie musicie się obawiać, że kupując jakiś produkt wspieracie jakiegoś molocha testującego, obecnie każda Pollena to oddzielne przedsiębiorstwo (co bardzo ładnie wytłumaczyła mi Noodle Soup na wizażu, wielkie jej za to dzięki). Które Polleny są zielone możecie sprawdzić tutaj Wiele osób w necie na różnych pro zwierzęcych stronach narzeka, że nie ma nigdzie w internecie aktualnej listy kosmetyków nietestowanych na zwierzętach, Bójcie się Boga :P jest najlepsza na świecie lista na wizażu, która jest edytowana w momentach zmian (lub odkrycia tych zmian) także odsyłam do wizażu i dyskusji na temat firm zielonych raz jeszcze KLIK w 1 poście bez problemu znajdziecie linki do uaktualnianej listy i do listy perełek cruelty free. Także zapraszam gorąco i serdecznie po raz kolejny i do znudzenia ;).
No i będę udostępniała, dzisiaj z mamą wpłacałyśmy na koniki STRONA FUNDACJI kolejne mają wyznaczoną drogę do rzeźni, jeden na razie został wykupiony, zostały jeszcze 4 w tym mamusia z córeczką. Może macie jakieś zaskórniaki, jak nie to też udostępnijcie dalej. Z góry, z dołu i z każdej innej strony świata dziękuję. Coś z kolei pozytywnego obejrzyjcie fotki koników, którym fundacja już pomogła i dalej pomaga, cudowne metamorfozy koni skazanych na śmierć: TUTAJ cudownie jest pomagać :).

niedziela, 24 czerwca 2012

owocowy raj :)

Zaczął się najlepszy okres dla owocożerców, pełno jagód, malin, porzeczek, truskawek zwłaszcza, że w takie upały w gruncie rzeczy nie ma się ochoty jeść nic poza tym. Ja dzisiaj w swoim ulubionym sklepie gdzie skupowane są eko warzywa i owoce (od regionalnych rolników, sadowników - wiecie o co chodzi :)) nie są one tak trwałe jak te pochlapane chemią ale jakie pyszne i jakie zdrowe.
moje owocki, które ledwo przeżyły drogę ze sklepu (w koszyczku rowerowym jednak mam za mało miejsca na takie delikatne rzeczy). Porzeczki pycha, maliny cudo!!! Pamiętajcie aby w sklepie wybierać owoce właśnie w opakowaniach kartonikowych (te kartoniki są z recyklingu). Potem poddajemy się jedzeniowej rozkoszy :D. Dla miłośników chipsów mam dobrą wiadomość, w swoim sklepie wynalazłam chipsy organique (vege) burak, brokuł, marchew, pieczone z upraw organicznych bez chemicznych polepszaczy są mega pyszne.
fotki z internetu. Chipsy mają mniejszą zawartość soli i mniej kcal niż zwykłe chipsy. Dodatkowo są fajne w smaku (kot mi nawet jednego burakowego zakosił) ogólnie wiem, że chipsy nie są zbyt zdrowe ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić ;) Dzisiaj też odwiedziłam miejsce budowy mojego domu do którego znalazłam meble z recyklingu (meble tworzone są z drewna pochodzącego z odzysku, różnych budów itp. itd.) bardzo łatwo można je połączyć z antykami - efekt jest genialny.
nie wygląda to jeszcze jakoś zachwycająco ale są tynki, jest posadzka potem będziemy szaleć z meblami :). p.s. wkrótce na blogu mogą się pojawić nowe potrawy :P postanowiłyśmy z mamą totalnie zrezygnować z mięsa ale to stopniowo i konkretnie. Trzymajcie kciuki już wyszukałam kilka super przepisów - czas się tylko nauczyć lepiej gotować :D.

sobota, 23 czerwca 2012

soda oczyszczona - środek do wszystkiego

Mówiąc do wszystkiego mam na myśli wszystko dosłownie. Kupujemy tony chemii, tony różnych detergentów, odświeżaczy, pochłaniaczy, płukanek a okazuje się, że w domu (czy w sklepie spożywczym) możemy znaleźć coś co często ratuje nam skórę. Sody oczyszczonej możemy użyć np. do odetkania odpływu (zamiast słynnego KRETA) sypiemy do odpływu 1-2 łyżki sody zalewamy ½ szklanki octu i gotowe powstaje nam aktywna piana, która odtyka zatkany odpływ, możemy potem odpływ przepłukać gorącą wodą i mamy ekologicznie odetkane rury. Ale to nie jedyna magia sody oczyszczonej. Pamiętacie jak kiedyś pisałam, że nie jestem przekonana do orzechów piorących – jest tak dla tego, że orzechy często prowadzą do „szarzenia” tkanin, okazuje się, że wystarczy do prania dodać odrobinę sody oczyszczonej i szarzenie nie wystąpi, dodatkowo soda oczyszczona zmiękcza wodę (kojarzycie reklamę „dłuższe życie każdej pralki to calgon”? no więc soda działa podobnie ;)). Ponadto soda oczyszczona pomoże nam pozbyć się przebarwień powstających np. na dnie muszli klozetowej, wystarczy nasypać na noc 2 łyżeczki i wszystko pięknie zniknie. Soda Oczyszczona dzięki swoim właściwościom „nierysującym” może być używana do czyszczenia stali nierdzewnej. Dodatkowo co już wypróbowałam niejednokrotnie i naprawdę polecam soda oczyszczona jest wspaniała jeżeli chodzi o pochłanianie zapachów. Mój kot jest typem „wredziala” jak zwykła go nazywać moja mama, coś jej się nie podoba manifestuje to sikaniem głównie pod drzwi i pod buty. Mimo, że wysterylizowana jej mocz (jak pewnie każdy koci) daleki jest zapachem od perfum czy nawet odświeżacza powietrza. Ola jeszcze sika na wycieraczki, przez co podłoga i one same przenikają tym zapachem i ciężko to domyć. Podobnie ma się zresztą rzecz z kuwetą – szybko traci ona, że tak to nazwę „świeżość” – podłogę i wycieraczki posypuję na ok. 1 godzinę sodą, a w kuwetkę sypię małą ilość i zasypuję piaskiem po czym strzepuję dokładnie. Naprawdę działa rewelacyjnie. Ale często pochłaniacz powietrza potrzebny jest nie tylko przy posiadaniu zwierząt, rewelacyjnie soda sprawdza się w lodówce a także do odświeżenia letniego obuwia (jeśli wiecie o czym mówię ;)). Jednak to wciąż nie wszystko. Soda Oczyszczona to także genialny środek do pielęgnacji jamy ustnej tj. odświeżenia oddechu i zapobiegania powstawania i osadzania się kamienia (polecana także przez dentystów) – stosowana zamiennie z płukankami soli działa lepiej niż niejedne ziołowe cudo. Kosmetycznie także ma zastosowanie jako – talk do stóp, środek na potówki czy ciemieniuchę u dzieci a także jako peeling czy kosmetyk poprawiający jakość skóry. Także zamiast zawalać swoją kuchnię czy łazienkę chemią spójrzcie łaskawym okiem na sodę oczyszczoną – ja właśnie nią wyczyściłam przedpokój i kocią kuwetę – wszyscy zadowoleni ;).
Zapomniałabym ;) soda oczyszczona pochłania też zapachy z dłoni (np. po przygotowaniu ryb, czosnku itp. Można sobie dłonie wyczyścić właśnie sodą) no i genialnie sprawdza się w kuchni przy przyrządzaniu potraw (pochłania zapachy z ryb przy pieczeniu, jak ktoś je ryby oczywiście) czy pieczeniu ciast. P.S. dla zwolenników metod alternatywnych medycyny - soda oczyszczona w wielu miejscach na świecie stosowana jest jako lek na raka. Czysta soda oczyszczona wstrzykiwana jest w guza doprowadzając do jego obumarcia - niestety w Polsce nawet eksperymentalnie ludzie nie są dopuszczani do takich zabiegów, a szkoda bo skuteczność mają podobną jak dieta Gersona (którą też nie sposób kontrolować w Polsce). Wiele artykułów i publikacji na temat sody oczyszczonej jako leku na raka (a także na ostrą niewydolność nerek) można znaleźć w internecie także nie będę zarzucała Was informacjami medycznymi.

czwartek, 21 czerwca 2012

pomocnie...

Zaczynają się wakacje i jak co roku pojawia się plaga psów przywiązanych w lesie do drzewa, lub "gotujących" się w samochodach. Ludzie zapominają, że jest wiele miejsc, gdzie można cudownie wypocząć ze swoim futrzanym przyjacielem. Większość SPA toleruje w pokojach 4łapowców. Nie wiem w ogóle jak można wziąć psa a potem go wyrzucić, nie mieści mi się to w głowie, zupełnie. Akcję nie porzucaj na wakacje rozpoczęły schroniska: tutaj można zobaczyć foto: https://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-snc7/s720x720/428544_429263207114524_990082333_n.jpg schroniska są przepełnione, ludzie kupują psy rasowe po czym je wyrzucają albo zaniedbują, po czym bez żadnych wyrzutów sumienia żyją sobie dalej. Mimo, że miałam wiele zwierzaków, ani jeden z moich futrów czy to psy czy kot nie były kupowane: Rex i Rodman przygarnięte z ulicy, Ola - prezent (jednak nie jestem zwolenniczką żywych prezentów - no chyba, że wie się, że kogoś owy prezent ucieszy i będzie potrafił się nim zająć). Należy bowiem pamiętać, że:
Dla niektórych ignorantów kolejny plakat: https://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/380627_374019272648358_1575305583_n.jpg, niestety nadal wiele osób zapomina, że lekko uchylone szyby to za mało na takie upały, samochód to blacha, szybko się nagrzewa, człowiekowi ciężko wytrzymać nie mówiąc o zwierzaku z mega futrem na grzbiecie, który wypaca wszystko pyskiem - trochę wyobraźni!!!!! I jedna z ostatnich akcji dot. nas wszystkich, często jak guma do żucia traci smak wyrzucamy ją gdzie popadnie, też nie zastanawiając się co to dalej będzie
może ten obrazek trafi do tych nielicznych, którym ciągle do kosza daleko
a teraz słówko o akcji blogerskiej KLIK z którą warto by się było zapoznać, na pewno wygrzebiecie jakieś kosmetyki, których już nie używacie, może testowańce, a może jakaś biżuteria? pamiętajcie że możecie każdą złotówką pomóc kociakom :D

piątek, 15 czerwca 2012

napad na lumpek

Wszyscy wpadli w piłko szał więc i na mieście jakoś tak swobodniej się momentami poruszać. Jednak jest jedno miejsce, w którym bez względu na to czy jest EURO czy Olimpiada czy inny armagedon to tam zawsze tętni życie. Mówię o lumpeksach :D. Jak już mówiłam jestem totalną fanką zakupów w sh, po pierwsze jest większa szansa na oryginalność, po drugie ekonomia (oszczędność), po trzecie ekologia (nadanie ciuchowi drugiego życia). Oczywiście nie będę Wam zarzucała miliona zdjęć, wrzucam losowe, żeby nie było za dużo ;)
szara sukienka z pagonami, rok temu kupiłam podobną tej samej firmy tylko czarną, bardzo ją lubię więc zainwestowałam w tę ;)
przyznaję temu pomogłam w losowaniu, kocham tego małpiszona :D musiałam mieć tę koszulkę!!!! :) a wydałam na nią jedynie 5 zeta :D
spódnica pseudo Kasia Tusk będę w azteckie wzory (chociaż koło azteckich wzorów to tylko leżało, ale tak się skojarzyło :D) - w domu się okazało, że to jednakowoż może być top ale mi bardziej pasuje jako mini, więc tymczasowo stanęło na tym, że to jednak mini :D
coś w stylu pensjonarki ale jednak pomieszane z zupełnie czymś innym, ciekawe, nieźle wygląda więc też zakupione (sukienka, na focie bardziej przypomina koszulkę ale długość jest do połowy uda)
spódnica maxi - pierwsza i jedyna którą mam w szafie (w długości maxi mam jeszcze jedną czarną sukienkę też letnią jakoś dopiero się do nich przekonuję) kupiłam też sobie koralikowe bransoletki z jakimś ptaszkiem :P na zawieszce za 50gr sztuka, nie nadają się na jakieś mega biżuteriowe szaleństwa ale na lato jak znalazł :)

środa, 13 czerwca 2012

co z tymi Chinami?

Pewnie już wiecie, a jak nie wiecie to spieszę ze smutną (chociaż w przyszłości może się okazać, że nie koniecznie ale o tym zaraz...) wiadomością, że Urban Decay wkroczył na rynek Chiński. Już wyjaśniam o co z tym rynkiem Chińskim bo to jak ze spalonym wszyscy niby wiedzą o co chodzi a jednak w praktyce wychodzi, że nie jest to do końca jasne. Otóż Rynek Chiński jest rynkiem dość specyficznym (na pewno znacie różne historie od zjadania psów po breloczki z żywymi - niedługo - zwierzaczkami) - skupimy się jednak tylko na kwestii testów na zwierzętach. Firma kosmetyczna wkraczająca na ten dość niepewny grunt sama w sobie nie testuje, składników używa tych samych, których używa w UE ogólnie wszystko jest tak samo, poza jednym małym szczegółem, firma ta musi dostarczyć kosmetyk do testów na zwierzętach czyli reasumując firma nie testuje jednak robi to ktoś za nią. Automatycznie taka firma wskakuje na czerwoną listę osób, które używają kosmetyków pozbawionych okrucieństwa. Zaznaczyłam na początku, że wejście na rynek Chiński nie oznacza jednak tak do końca tragedii, otóż Urban Decay (podobnie jak L'occitane czy Oriflame) deklaruje, że oni czują w tym swoją misję otóż zamierzają będąc w środku tej chińskiej konstrukcji rozbudzać chińską świadomość podsuwając im wyniki z metod alternatywnych, przeprowadzając akcję przeciwko testom na zwierzętach (a także traktowania kobiet) aby niczym koń trojański coś tam ugrać w kierunku zmiany chińskiego myślenia dotyczącego testowania i jego konieczności. Oczywiście idea piękna i wzniosła jak to wyjdzie w praktyce zobaczymy. Niemniej jednak sprawie na pewno należy się przyglądać, zwłaszcza, że pierwszy krok w tym kierunku uczyniła PETA, może 3 wymienione wyżej firmy jednocząc się w walce coś ugrają - poczekamy. Ja na chwilę obecną zakupów z owych firm robić nie będę ale sprawie bacznie się będę przyglądała i mocno kibicowała aby się im udało :).

piątek, 1 czerwca 2012

wróciłam z raju :))))

Przepraszam za przerwę w nadawaniu programu :) spowodowane to było moim boskim pobytem w Ciechocinku. Spędziłam cudowne 4 dni okładana naturalnymi preparatami i odżywiana pysznymi warzywnymi kombinacjami. Pozwólcie, że opiszę Wam w skrócie co działo się jeszcze tak niedawno temu. Ciechocinek słynie z deptaków, kwiatów, flirtujących kuracjuszy. Niedoceniany przez młode osoby a to jednak tam są najlepsze SPA w jakich kiedykolwiek miałam okazję być. Do Ciechocinka dotarłam już 2gi raz w przeciągu pół roku. W listopadzie odwiedziłam St. George, tym razem padło na Pałac Targon. Pałac Targon niedawno zmienił właściciela więc jest tak naprawdę dopiero na początku swojej drogi, kosmetyczki i masażyści rozszerzają bazę zabiegową jednak już na chwilę obecną można to miejsce polecać wszystkim osobom poszukującym relaksu i odprężenia a przede wszystkim zaspokojenia kobiecej próżności - czyli pogoni za ciałem idealnym. Do Ciechocinka ruszyłam pociągiem w poniedziałek (moja mama dla której był to prezent na dzień mamy wyjechała z tatą samochodem dzień wcześniej ze wszystkimi bagażami - ja musiałam zostać z chorą babcią). Warszawa Zachodnia rozkopana na Euro, zamęt jak siemasz gdyż żadne wpasione tablice z rozkładami nie działały. Informacja w kasie do której kolejka ciągnęła się na kilometr ale się udało dojechać jakoś do Aleksandrowa Kujawskiego z którego sprzątnęli mnie rodzice. W kierunku objazdu do Ciechocinka (gdyż budowana jest tam autostrada - również na euro :P dużo czasu im nie zostało ale się chłopaki starają) trafiliśmy na góralski zajazd gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Na wyróżnienie zasługuje borowikowa pochlipajka - jest to zupa borowikowa w chlebie tak genialnie pachnąca i tak cudowna w smaku, porcja też okazała (zupa bez żadnych mięsnych i odzwierzęcych dodatków więc sądzę, że zaspokoi każde wegańskie podniebienie).
tak wyglądała po podaniu
a tu już otwarta :) na deser polecam naleśniki (tutaj już wersja dla wegetarian) z konfiturami wiśniowymi - niebo w gębie
uwaga porcja jest na 3 osoby ;) Po dotarciu do hotelu okazało się, że zostało mi niewiele czasu do zabiegów więc szybko zrobiłam rekonesans. Pokoje nie są równorzędne zresztą ekipa kiepsko ten hotel rozbudowała ale to już nie wina właściciela tylko polskich ekspertów. Ogólnie fajny zamysł ale wykonanie już kiepskie chociaż pokoje spoko, nie Sheraton ale moim zdaniem spokojnie można im dać 2 gwiazdki :). Miałyśmy pokój z balkonem więc można było sobie się i poopalać i pooglądać ptaszki bo na daszku zjawiła się ptasia rodzinka z pisklątkami (cudowne było oglądanie jak rodzice ptasi dbają o swoje maleństwa). Baza zabiegowa za to G E N I A L N A. Wszystkie zabiegi wykonywane są kosmetykami naturalnymi, nietestowanymi na zwierzętach do których głównie należy firma babaria naturioska (jest to firma hiszpańska deklarująca się jako firma nietestująca i korzystająca jedynie z naturalnych składników), reszta to firmy polskie, które są na zielonej liście oraz BingoSpa (które też jest nietestujące a kosmetyki ma doskonałe - zbieram się do zamówienia kilku rzeczy, które moja skóra wręcz pokochała). Pierwszym zabiegiem była kąpiel perełkowa z hydromasażem trwająca 15 minut. Piana mi urosła na ponad pół metra co doprowadzało mnie do ataku śmiechu, totalnie mnie odprężyło i zmiękczyło skórę przed kolejnym zabiegiem, którym był peeling solami z morza martwego - całe ciało. Wymasowane, nawilżone, cudowne, napięte - po 1 zabiegu totalnie zjadło mi cellulit, oczywiście efekt nie jest długotrwały dlatego zabiegi należałoby powtarzać, ale efekt naprawdę jak po photoshopie. Po zabiegach udałyśmy się z mamą na spacerek (Ciechocinek nawiedziła plaga meszek więc sądzę, że jakieś danie mięsne przypadkowo zjadłam - wlatywały wszędzie do uszu, nosa no dosłownie były ich miliony - ale lepsze to niż komary :D), po spacerku udałyśmy się do jednej knajpki na placki ziemniaczane z herbatką ziołową - jam!!! (poza tym przypadkowym mięsem latającym ofc :P było genialne) 2gi dzień rozpoczęty śniadaniem w Pałacu - zła wiadomość dla wegan marny wybór, dla wegetarian lepiej można poszaleć. Pyszna jajecznica, masa sałatek (ja zakochałam się w ziemniaczanej), sery, twarożki, dżemory :D można się było objeść po całości. Po 11 miałyśmy z mamą umówione błoto :D dokładnie mówiąc okłady z błota z Morza Martwego + jakieś algi i olejki
tak wyglądały moje nóżki, reszta ciała podobnie. Zapach niekoniecznie ale działanie... rewelacja. Jak ktoś ma problem z uciążliwym cellulitem tudzież z rozstępami polecam okłady z błota, które można robić sobie w domu. Jedna uwaga nie spłukujcie błota pod prysznicem, ziemia się nie rozpuszcza więc można zapchać rury, najlepiej spłukać się w misce, jak ktoś ma ogródek taką wodę można wylać w ziemię (składniki są 100% naturalne w sensie błoto, algi więc z korzyścią dla gleby - uwaga przy zamawianiu kosmetyków błotnych weganie powinni uważać bo niektóre kosmetyki zawierają kolagen pochodzenia rybnego, należy uważnie czytać skład). Po błotku i pedicure (tylko w Ciechocinku można uraczyć się kąpielą solankową, nie tylko całego ciała ale też każdej wybranej partii typu dłonie, stopy) znowu ruszyłyśmy na miasto.
cudowne parki, fontanny, mrożone jogurty, cukiernie, dywany z kwiatów, nieziemskie drinki, dla osób mięsożernych genialne smażalnie ryb (drugiego dnia skusiłam się na halibuta w takiej smażalni, posiłek był na tyle spory, że podzieliłam się rybką z pieskiem kursującym po knajpach - też mu smakowało bo nie mógł mnie opuścić :D). Ale wybór dań wegetariańskich i wegańskich jest w tym mieście spory więc uważam, że każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście raczyłam się też wodą Krystynką więc dojodowałam się do granic możliwości :D
Na wieczór strzeliłyśmy sobie peeling na twarz i maseczki 4D (bardziej to taki okład, mega wygodne (nie trzeba zmywać, wszystko się wchłania) i naprawdę super efekty nawilżające i uelastyczniające) bez makijażu wyglądało się genialnie (zresztą ja i tak na ogół nie bardzo się maluję). 3ci dzień również rozpoczęty śniadaniem. Około godziny 11 miałyśmy zabieg zimnym światłem (ja wybrałam kręgi szyjne gdyż tam po operacji powstało mi zwyrodnienie), mama wybrała odcinek, który najczęściej ma rehabilitowany. Zabieg taką lampą można zrobić wszędzie, co więcej taką lampę samemu można sobie zakupić a światło podobnie jak ultradźwięki i prądy działa regenerująco na nerwy. Potem oczywiście strzeliłyśmy sobie rajd po parkach a potem ruszyłyśmy w trasę do Torunia, połazić po starówce, zjeść pyszne naleśniki, pooglądać Toruńskie ciasteczka (nie koniecznie pierniki) po czym padłyśmy jak mopsy. Czwartek to już dzień wyjazdu więc aby mieć spokojnie na wszystko czas nie szłyśmy już na żaden zabieg. Podróż zakończyłyśmy w kawiarni/cukierni Wiedeńska gdzie można wypić najlepsze latte i zjeść cudowne wypieki: drożdżówki z kruszonką, babeczki z rabarbarem, truskawkowe wariacje. Powrót do szarej rzeczywistości okazał się bolesny. Jakiś młodzieniec wjechał samochodem prosto pod pociąg doprowadzając do śmierci swoją kobietę i jej nienarodzone jeszcze dziecko (dziewczyna była w 9 miesiącu ciąży) - ponoć spieszył się na wyznaczony termin porodu, jeżeli przeżyje nie wiem z czym będzie się musiał zmierzyć, nawet sobie tego nie wyobrażam. W każdym bądź razie wypadek doprowadził do dezorganizacji ruchu pociągów i marzłyśmy z mamą 130 minut w oczekiwaniu na dyliżans do Warszawy. Po powrocie do domu zjadłyśmy ostatnie drożdżówki, które zakupiłyśmy jeszcze w Ciechocinku zapijając wodą Krystynką i wpadając w masakrycznego doła. Znalazłam swój raj na Ziemi i jest nim Ciechocinek :))))))