piątek, 11 stycznia 2013

Ulubieńcy roku 2012 (cz.1)

Na początek BREAKING NEWS – Dr Irena Eris i jej kosmetyki z hukiem wylatują z listy nietestowanych kosmetyków. Po batalii pracowników firmy na forach poświęconych ustaleniu listy „zielonych kosmetyków” i wpisaniu kosmetyków dr Ireny Eris właśnie na nią zapis pochodzący z ich oficjalnej strony budzi spory niesmak.
Wracając jednak do sedna, jest to jedna z serii notek o ulubieńcach roku 2012 przedstawiające te produkty, które w ubiegłym roku mnie zaskoczły/kupiły/zafascynowały/rozpieściły itp. ;). Jedną z takich „niespodzianek” jest serum silnie ujędrniające z firmy BingoSpa (kosmetyki Bingo Spa nie są testowane na zwierzętach, jednak niektóre z kosmetyków mają w składzie kolagen pochodzący z Tołpygi, także czytamy etykiety). Kilka ostrzeżeń na początek. Kosmetyk ma silne działanie także uczucie pieczenia/palenia jest ogromne (jak ktoś chce oszczędzić na ogrzewaniu to to dobry patent), najlepiej po aplikacji usiąść, położyć się bo momentami kręci się w głowie i robi się słabo, kosmetyk należy nakładać cienką warstwą, nie można go stosować codziennie. Uczucie ciepła utrzymuje się nawet do 2 godzin po zabiegu (mówiłam, że można oszczędzić na ogrzewaniu :D). Zabieg powinien trwać od 15 do 45 minut, ja wytrzymuje maksymalnie 20. Plusy: na pewno zapach (jest to zmiksowany zapach cynamonu, goździków i pomarańczy), na pewno wydajność (za 95 złotych mamy litr kosmetyku, którego używa się dosłownie cienką warstwę) i efekty (to chyba jedyny kosmetyk, którego działanie widać praktycznie po 3 użyciu). Nie należy się jednak spodziewać efektu jak po zabiegu chirurgii estetycznej jednak z pewnością pomarańczowa skórka ulegnie zredukowaniu.
Konsystencja kosmetyku przypomina mi zawsze bardzo rozciapciany mus jabłkowy ;)
A tak wygląda skóra po użyciu serum – koniec z solarium ;)
Kolejnym kosmetykiem z cyklu „ujędrnianie”, który trafił w mój gust była seria kosmetyków Ziai Rebuild tzw. „czarna seria”. Ma specyficzny zapach, nie ma silnych działań typu „rozgrzewanie” czy „chłodzenie”, aby uzyskać chociażby minimalne efekty należy stosować kosmetyk dwa razy dziennie przez okres przynajmniej 2-3 tygodni, kosmetyk nie jest wydajny jednak w połączeniu np. z w/w serum sprawdza się świetnie. Jego cena jest bardzo przystępna i dostępność w drogeriach też jest bardzo wysoka. Ja postawiłam na serum i krem. Dostępna jest także oliwka do masażu, tylko mi się masażysta gdzieś zagubił ;).
Jak widać serum jest już mocno na wykończeniu.
Przejdźmy do innej strefy, strefy zębowej – ta pasta dorobiła się nawet oddzielnej notki. Ziaja pasta szałwowa bez fluoru . Jest genialna, G E N I A L N A. Uwielbiam ją, jej zapach, jej smak, jej działanie. Zawsze miałam problem z kamieniem na zębach, dentystka zawsze mówiła mi, że mam używać pastę z bardzo wysoką ilością fluoru. Wystarczyło zrobić inaczej kupić pastę bez fluoru a po prostu nie płukać zębów wodą. Myjemy zęby do tej pory aż wszystko (że tak brzydko napiszę) wyplujemy. I faktycznie od ostatniego ściągnięcia kamienia minął prawie rok i nadal mam spokój. Dodatkowo szałwia zapobiega powstawaniu stanów zapalnych w jamie ustnej. Nie mogłam znaleźć lepszej pasty. Dodatkowo apteka przy drugim zamówieniu dla mnie pasty dostała niższą cenę i teraz mam moje cudeńko nie za 7 złotych a za 4,50 :D.
Ostatnią przedstawioną dzisiaj perełką będą antyperspiranty, produkty na bazie ałunu. Do wyboru mamy już praktycznie wszelkie możliwe formy: kulka, mgiełka i „skalniaczek”. Skalniaczek jest najbardziej ekonomiczny, gdyż starcza na rok użytkowania (uprzedzę Was, ja pojechałam blondem i nie wiedziałam o tym więc na początku jechałam nim na sucho, wątpliwa przyjemność :D) – kosmetyk w postaci obrobionej skałki (czy cokolwiek to jest) należy przed użyciem zwilżyć, tak! Nie popełniajcie mojego błędu, nie jedźcie bez nawilżenia ;)). Mgiełka najlepiej sprawdza się latem można popsikać nią nawet stópki ;). Świetna cena, świetne zapachy (skalniaczek bezzapachowy co też ma swoje plusy), duża dostępność i najlepsze to, że doskonale spełnia swoje zadanie.
w kolejnych notkach nie tylko kosmetyki ale też kupne wege przysmaki czy recyklingowane ciuszki ;)

5 komentarzy:

  1. Ja dopiero przedwczoraj zaczęłam stosować czarną Ziaję, w sumie dzięki Tobie, tylko ja mam krem ten na redukcję rozstępów teraz czekać na efekty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. koniecznie napisz po 2 tygodniach, bo zdania są podzielone :))) trzeba spór rozstrzygnąć :D

      Usuń
    2. Napiszę o tym na pewno notkę na blogu ;)

      Usuń
  2. Ałun jest wg mnie dodatkiem do zwykłego antyperspirantu. Skalniaczkiem powinno się smarować po umyciu pach, gdy są czyste. Minerał spowoduje, że bakterie nie będą się rozwijać. Ale na lato chyba nie będzie dobrym rozwiązaniem :/ zobaczymy. Ałun używam od miesiąca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja "skalniaczka" dostałam niedawno, ale crystal essence używam od ok roku. Na początku ciężko mi się było przestawić, uważałam, że nie działa (używałam mocnych antyperspirantów mam jakąś psychozę na punkcie zapachów i czystości), ostatnio zrobiłam test, wysmarowałam się ałunem (skalniaczkiem) po wykąpaniu się, po kilku godzinach strzeliłam sobie 4 serie 10 minutowych ćwiczeń, po plecach spływał mi pot a pod pachami brak tego typowego potowego zapachu, coś jak w reklamie tego testowanego antyperspirantu ze znaczkiem. Skalniaczek jest lepszy od tych płynnistych crystal essence - dla mnie na razie na plus (po blokerze ziai strasznie bolały mnie węzły chłonne i piersi, leży na dnie szafy).

      Usuń