czwartek, 26 lipca 2012

organizatorka mojego życia

Z racji tego, że dopadł mnie paciorkowiec, a raczej ja przywlokłam go ze sobą z wakacji nad Bałtykiem i zalegam cierpiąca w łóżku przedstawię Wam moją księżniczkę. Czytelnicy mojego mini boga konkursowego na Wizażu już mieli tę przyjemność ale... jej nigdy za wiele. Olcia jest moją księżniczką, moim oczkiem w głowie i największą zołzą, która pojawiła się w moim życiu. Olcia ma lat 12, mówię, bo kobiet się o wiek nie pyta ;). Jest prezentem ze Szwecji i mimo, że żywych prezentów nie lubię (znaczy nie lubię w sensie idei bo zawsze można nie trafić a potem zwierzak cierpi) tak mój żywy prezent okazał się strzałem w 10 :). Za kotami nigdy nie przepadałam, uważałam, że są dziwne i mają za długie pazury i są wredne i w ogóle. Jednak już pierwsze spotkanie z Olą wiązało się z wybuchem nieograniczonej miłości, mimo, że czasami z niej niezły zyzol :D. Ola jest rasowa jednak wszystkie jej dokumenty są po szwedzku więc jej nazwy (prawidłowej) nie podam bo ze szwedzkiego za dobra nie jestem (w ogóle go nie znam :D) wg. weterynarzy w PL jest to kot rosyjski niebieski odmiana skandynawska z jasnymi oznakami (w Szwecji jest to jedno słowo :P u nas zawsze sobie utrudniają :P) może nie widać na fotkach ale jej umaszczenie realnie jest właśnie niebieskie (niebieskie kocie oczywiście a nie jakiś błękit paryski :D). Nie ma też sierści tylko bardziej taki puch, nie znam się na tym totalnie ale znawcy chyba będą wiedzieli o co chodzi. Ola jak na kobietę przystało ma swoje fochy ;) nie lubi obcych, musi się do nich przyzwyczaić i zaakceptować, nie lubi zbytniego miziania jak ma chęć to się sama pomizia łebkiem o głowę człowieka ew. będzie gruczeć do tej pory aż ręka sama nam powędruje na jej brzuszek. Nie lubi weterynarzy a niestety los chciał, że musi bywać u lekarza co 1-2 miesiące (nie jest to nic poważnego, bez paniki) - ostatnio po jednej z wizyt prosto z samochodu pobiegła do pokoju mojej mamy i zaczęła się jej skarżyć, dreptała po podłodze i jej miauczała. A musicie wiedzieć, że mój kot bardzo rzadko miauczy, praktycznie w ogóle za to gruczy. A przy tym mocno wibruje :D. A no i Ola mimo, że czasem lubi pobyć sama to MUSI dosłownie MUSI mieć wszystkich (głównie mnie) przy sobie. Jak tylko pójdę na imprezę/znajomych/grilla [czyt. wracam późno w nocy nad ranem] Ola podczas mojej nieobecności lata po pokojach, szuka, wywala piasek z kuwety i często właśnie skarży się mojej mamie (pewnie w miauczącym języku miałoby to wydźwięk "gdzie ta menda się szlaja zamiast mnie miziać"). Jednak całkowitym nietaktem z mojej strony jest jakiś dłuższy wyjazd. Ostatnio właśnie byłam nad morzem, nie zabrałam Oli bo po a) ma problemy z infekcjami b) jest już troszku wiekowa c) nie lubi podróżować - a sama chciałam z siostrą i jej małym spędzić kilka dni nad morzem (zwłaszcza, że nad Bałtykiem ostatnio byłam 12 lat temu) - pewnie dlatego złapałam tego paciorkowca (ten kot na pewno ma coś z babajagi :D). W każdym bądź razie po powrocie spotkałam się z chłodnym, ba! wręcz lodowatym powitaniem. Omijała mnie jakbym była trędowata, nie wchodziła w ogóle na moje łóżko a jak tylko chciałam ją pogłaskać to odchodziła. Dopiero jak zaczęłam się bardzo źle czuć (moment zagnieżdżenia się paciorkowca i budowania przez niego hacjendy w moim gardle) Ola poczuła obowiązek zajęcia się mną (to taka pielęgniarka, zawsze wyczuwa czy jestem smutna/chora/zła i mnie leczy :)) dosłownie). Kiedy w nocy już płakałam z bólu (bo całe gardło mi spuchło i wszystko - nawet oddychanie - sprawiało mi ból) ona położyła mi się nad głową wtuliła nos w moje włosy i wibrowała. Zawsze się boję, że się czymś zarazi, próbuję ją przenosić do mamy ale ona i tak wraca i nie odpuszcza, czuwa. Całe szczęście jeszcze niczego ode mnie nie złapała. Coś więcej o Oli, jest złodziejem mleka, jak tylko zobaczy, że ktoś ma w kubku mleko po prostu wsadza tam swój pychol (ostatnio miałam sojowe - jak mnie opluła, pierwszy raz widziałam plującego kota - bez kitu :D), uwielbia pieczonego kurczaka (jak mój tata wraca z Norwegii i sobie kupuje kurczaka z rożna, ew. sam robi to potrafi zjeść praktycznie całe białe mięso), jak każdy kot uwielbia kwiaty (zjadać, obgryzać, drapać...) no i najlepsze są dyndające z laptopa kabelki. Ale nie jest to niszczyciel :D. Kochany kotek mimo, że moja mama czasem nazywa ją złośliwą mendą :D. Kobieta po prostu - ma swój charakter :D.
Ola nie była jedynym zwierzakiem w moim domu,była świnka morska (Fela), myszka (Leon), dwa kundelki (Rex i Rodman). W sumie Rex i Rod byli najważniejsi, byłam z nimi całe życie, niestety Rex odszedł na raka śledziony z przerzutami w wieku 12 lat (miał za dobre wyniki krwi więc utrudniona była diagnoza i rak mógł się rozszaleć), Rex rak wątroby w wieku 10 lat (u Rexa była inna syt. rak był tak złośliwy, że załatwił go w kilka dni po prostu miażdżąc mu żołądek :(() za oboma bardzo tęsknię i mega brakuje mi psa ale w obecnej syt. na razie nie mogę sobie pozwolić na przygarnięcie zwierzaka. Bo oba psy miałam z ulicy. Ale wiem, że nie wyobrażam sobie domu bez psa. Na razie jednak rządzi Ola i z tego co zaobserwowałam ta sytuacja bardzo jej pasuje, to taka mała egoistka :P.

6 komentarzy:

  1. Ooo! Jaki kotecek słodki^^

    Prawdę mówiąc wzrok mi się chyba pogorszył od czytania tekstu na czarnym tle... Czemu jest czarne tło?_?

    Ciumole jak przedszkole. Sorbet

    OdpowiedzUsuń
  2. śliczna jest chciałabym mieć takiego małego puszka :) Zapraszam na mojego bloga bedzie mi bardzo miło jak wpadniesz + dodaje do obserwowanych

    OdpowiedzUsuń
  3. Uważam, że na szacunek i zaufanie kota trzeba zasłużyć. Ale kiedy się to osiągnie, zyskuje się naprawdę wiernego i oddanego towarzysza;D. Dlatego cieszę się, że Ola Cię pokochała (na to ewidentnie wskazuje jej zachowanie:)), a Ty przekonałaś się, że kot to w istocie nie kolega szatana;P, ale sympatyczny zwierzak, który jak najbardziej skłonny jest do okazywania miłości i przywiązania. Robi to na swój koci sposób i nie powiesz, że Cię to nie rusza;), co? :D
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wczoraj ujęła mnie za serducho podwójnie, jakoś w nocy usnąć nie mogłam usiadłam na materacu i mówię "dawaj buziaka" - podeszła i dała :) mówię "kocham Cię" wtuliła się, nawet nie wiem kiedy zasnęłam :).

      Usuń