poniedziałek, 11 listopada 2013

Tag puszysty

Ukradzione od Sorbecika

Mówią na mnie różnie: kociara, kocia mama, Violka... Prawda jest jednak taka, że kocham wszystkie zwierzaki i w sumie nie potrafiłabym wybrać z dwójki pies/kot co jest fajniejsze, mądrzejsze, cudowniejsze. Kot jet kot a pies jest pies. Nie można ich porównywać bo to totalnie dwa różne gatunki. Kiedyś kotów nie lubiłam (jak byłam malutka udrapał mnie kot mojego chrzestnego), jednak kiedy 13 lat temu w moim domu pojawiła się Ola mój pogląd na sytuację zmienił się o 180 stopni. Miałam i psiaki i kota obecnie mam psiaka i koty. I podobnie jak Sorbecik zamierzam się zaraz nimi pochwalić!

Jak nazywają się Twoje zwierzaki?
Piesio zwie się Platon, takie imię nadał mu mój tato i takie imię figuruje w książeczce zdrowia i w karcie u weterynarza, w schronisku nosił imię Jotek. Łaciata królewna z serduchami po bokach to Gucia. Łaciaty kocurek podobny do mamci to Filemon a pingwinek adoptowany brat i synek to Bonifacy. Ale wiadomo, że różne imiona padają pod ich adresami ;).


Co to za futrzaki i jakiej rasy?
Cała trójka to miksiki. Ogólnie w całej historii swojej opieki nad zwierzętami miałam jedną rasową/rodowodową kicię (Olę - rosyjski niebieski odmiana skandynawska - hodowla szwedzka) reszta to koty czy psy ras: uliczna, studzienkowa, śmietnikowa itd. Platon jest ze schroniska sporo w nim z teriera - ma kudłatą brodę i ogonek antenkę, jego brat wyglądał jak Jack Russel on bardziej przypomina (nawet jedna pani wet porównywała z atlasami psów rasowych) teriera irlandzkiego - na moje oko ma za krótkie nóżki i jest za mało szorstki. Ale to nieważne uznajmy, że Platon jest terierem himalajskim :D. Gucia to była kicia wolnożyjąca przez ponad 10 lat, jest płaskopyszczna i gdyby nie umaszczenie to byłoby w niej trochę z Brytola (w sumie ma sporo cech charakterystycznych tych kotów). W kocurkach mało jest cech jakiejś jednej rasy, za to obaj mają urocze pędzelki na uszach - więc będą pędzlakami. Sorbecik napisała w swojej notce o sytuacji kotów w Edynburgu. W Norwegii jest podobnie - nie ma kotów wałęsających się po ulicach, sami przedstawiciele rasowi/rodowodowi, schroniska istnieją ale wyglądają jak burżujskie hotele a ilość zwierząt w takich placówkach można zliczyć na palcach jednej ręki. Musi być jednak jakaś wada - ceny usług weterynaryjnych są kosmiczne, także opiekunowie zwierząt nie walczą o życie swoich pupili tak jak robią to opiekunowie w Polsce.


Jak długo są ze mną oraz jak się u mnie znalazły?
Platon jest ze mną ponad rok, 3 dni po śmierci Oli rodzice mając dość mojego wycia w poduszkę ruszyli ze mną w drogę do Schroniska dla bezdomnych zwierząt w Józefowie k. Legionowa. Psów cała chmara machająca ogonkami, liżąca Cię po rękach, starsze, młodsze, 3łapki, 4łapki, suczki, pieski, rasowe, nierasowe. On jeden nie chciał kontaktu człowieka, wpychał się pod kaloryfer. Nie interesowało go nic poza tym, że chciałby być już w końcu bezpieczny. Tata chciał innego, mama też, ja nie mogłam wyjść bez tego rudziaka (mam dopiero w domu powiedziała mi, że jak jechaliśmy w stronę schroniska to modliła się w myślach, żebym tylko nie brała rudego, to wymodliła :P odwrotnie). Dodam tylko jeszcze jedną ciekawostkę, że Platon jest łudząco podobny (charakterem, zachowaniem, upodobaniami) do mojego 1 psa - Rodmana (normalnie wrócił :D). Gucia i Bonifacy są u mnie od 3 miesięcy, Filemon 4 miesiące dłużej. Cała trójka to rodzinka - mamusia i dwóch synków chociaż jeden nie jest jej biologicznym, musiała go przygarnąć od koleżanki, która porzuciła swoje maluchy. Gucię poznałam ok 2 lata temu, na początku myślałam, że to czyjś kot wychodzący (miałam w tym czasie własne zwierzaki już w wieku seniorskim, Rexa i Olę), potem widywałam ją częściej w różnym stanie, zaczęłam ją dokarmiać ale kocinka nie pojawiała się codziennie, raptem raz na kilka tygodni. Ok rok temu pojawiła się w towarzystwie dwóch wypłoszów i mi je zostawiła, normalnie jak kukułka. Cała ekipa była wolnożyjąca, dokarmiałam je, zbudowałam im styropianową budkę, wykastrowałam. W kwietniu tego roku stało się jednak coś strasznego, Filemon został pogryziony przez psy mojej sąsiadki - cudem doszedł do pełnej sprawności. Wtedy właśnie wylądował u mnie w mieszkaniu od tej pory robiłam wszystko, żeby cała trójka wylądowała u mnie na działce - razem, bezpieczni. Udało się w sierpniu tego roku - połapać je i przenieść. Uwielbiam oglądać je z góry, wtedy mam najlepszy punkt widokowy. Koty jak nie widzą człowieków ganiają się, szaleją, nawzajem na siebie polują, skaczą, wspinają się, dyndają z półek - cudowny widok. Jednak ile razy próbuję ich nagrać to d*pa. Pełna profeska, klasa, dojrzałość. Gdzie tam się będziemy ganiać - a co my jesteśmy małpy w zoo? I tak właśnie z nimi mam - kariery w internecie nie zrobią, parcia na szkło zero.


Co dziwnego jest w charakterze Twoich zwierząt?
Tak jak wspomniałam Platon jest totalną reinkarnacją Rodmana, zachowuje się tak samo, lubi te same rzeczy, postępuje tak samo, no jest wykapanym Rodmanem do tego stopnia, że wiele osób zwraca się do niego właśnie per Rodman a nie Platon. Jest to o tyle zastanawiające, że zaraz po śmierci Oli a przed wzięciem Platona napisałam do koleżanki ciekawe czy gdyby moje zwierzaki mogły wybrać to wybrałyby mnie ponownie. Gucia natomiast przypomina mi "mędrca" - nie wiem jak to opisać ale... Gucia jest jak lektor niekończącej się opowieści jak... sowa w Kubusiu Puchatku. To głowa rodziny, prawdziwa fajterka. Co więcej to ona wybrała mnie, nie ja ją. Kiedy wychodziłam z psem na spacer chodziła za mną krok w krok. Czatowała pod moim oknem. Potem pod balkonem. Genialny kot. Szkoda tylko, że tak nieufny i tak dziki. Co do chłopaków to... jak ogień i woda. Filemon jest jak starszy brat - rozsądny, nie lubi się zbyt długo bawić a głupie zabawy to totalnie są nie dla niego, zastępował Bonifacemu matkę jak ta znikała na długie dnie. Bonifacy natomiast to taki "ciapek", ten słabszy, przeziębiony, zasmarkany, nieporadny (w życiu nie zapomnę jak polując na myszy okładał się łapami po pyszczku, albo jak panie sprzątaczki zamknęły go w piwnicy). Cała 4ka tworzy genialną ekipę. Są nie do zastąpienia.

co one dla mnie znaczą?
Zwierzaki są dla mnie jak dzieci. Opiekuję się nimi ale też wychowuję. Tak samo jak dziecko należy wychować na dobrego człowieka tak i ze zwierzakiem trzeba stworzyć względną symbiozę, żeby siebie nie wku*wić a żeby żyło się lepiej. Nie pozwalam na wszystko. Uczę i karcę. Nie ma bezstresowego wychowania jednak jestem zwolenniczką uczenia metodami pozytywnymi. Na pewno cała ekipa jest moim motorem napędowym - dzięki nim działam i chce mi się wstawać z łóżka i walczyć o siebie (tak o siebie i o to, żebym była lepszą wersją siebie każdego dnia), słuchają mnie, pocieszają, wspierają ale przede wszystkim uczą: cierpliwości i konsekwencji.

Najmilsze wspomnienie:
Jest ich cała masa. Ciężko wybrać jedno. Ale niech będzie to pierwsze. Nie planowałam nigdy zabrać całej trójki kotów do siebie. Ba po śmierci Oli zarzekałam się, że nie będzie już żadnego zwierzaka w domu. Po zabraniu Platona do siebie byłam święcie przekonana, że on będzie jedynakiem aż tu pewnego dnia w trakcie jednego z pierwszych spacerów Platon spuszczony ze smyczy poleciał do chłopaków i przyniósł Bonifacego w zębach. Ale nie jako - to moja zabawka, tylko to jest mój kolega - weźmy go do domu.


Jak je nazywam?
zależy od sytuacji ale padają: Robalu, Żabolu, Gućki, łachudry, ruda małpo, niuniusie i wiele, wiele innych

To nie są jednak jedyne zwierzaki, którymi się opiekuję: był Rychu, który wspiął się na drzewo i wył w moje okno (już w nowym domu), były klony (Antonio i Edi), którzy zamieszkali w jednym z budynków gospodarczych przy domu jakiejś starszej babci, była czarna obecnie jest silverek i ruda. Zdarzają się koty wolnożyjące, którymi w miarę możliwości pomagam. Każdy odciska w moim serduchu ślad swojej łapy. Świata nie zbawię, nie pomogę też wszystkim zwierzakom na świecie ale... przynajmniej się staram.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz