sobota, 15 września 2012

będziemy pisać, na przekór wszystkiemu

- Kaszmir? - Mmm? - Wiesz, Beliowen mówiła, że jeśli będę ci powtarzać jakie życie jest piękne, to zatęsknisz za nim i zostaniesz z nami na dłużej. Długo milczał, nieruchomo wyglądając przez okno. Tylko końcówka ogona lekko drgała. - Nie ułatwiasz mi - rzekł w końcu. - Nie, nie ułatwiam! Dlaczego miałabym ci ułatwiać?! Chcę, żebyś był - zdenerwowałam się. - Przecież jestem. - Tak, ale... - Ech, wy ludzie! - westchnął znużony. - Dlaczego wy nie potraficie żyć tak jak trzeba? Ciągle tylko planujecie, wybiegacie w przyszłość albo rozpamiętujecie stare sprawy i tkwicie w przeszłości. A tymczasem prawdziwe życie umyka wam niezauważone. A wystarczy skupić się na tym co jest i wszystko od razu stanie się proste. - Nie, to nie tak - odpowiedziałam zmieszana - czasem chciałabym po prostu umieć zatrzymać czas - dodałam cicho. Spojrzał na mnie przeciągle. - Chodź tu - powiedział. - Po co? - No chodź. Nauczę cię. Podeszłam. - Jeśli chcesz, to tak się stanie - wyszeptał -zamknij oczy. Będą mijały tygodnie, miesiące, lata, a my ciągle będziemy siedzieli przytuleniu do siebie na tym parapecie. Widzisz nas? Widzisz? - Tak. - No, nie płacz. Już i tak mam przez ciebie całe ucho mokre.
Ten tekst autorki: Bechet z forum miau.pl zainspirował mnie do nowego spojrzenia na chorobę mojej kici. Postanowiłyśmy czerpać razem garściami i nikt nam tego nie zabroni. Można już jeść wszystko, wyżywać się na wełnianych kocach i kołdrach, można drapać kartony nawet jeżeli w środku jest jakaś porcelana, można ganiać po lesie, można wspinać się po drzewach i miętolić trawę, można skakać po krzakach, można budzić dwunożnego na masaż o godzinie 3 w nocy lub dokładkę sosu o godzinie 5. Można wszystko. Byleby tylko cieszyć się wspólnymi chwilami. Także dzisiejszy dzień, nieco chłodniejszy jednak u nas nadal przyjemny spędziłyśmy w lesie, buszując po polanie, wąchając krzaki i drzewa, czając się na ptaki (żadnych ofiar śmiertelnych to tylko takie podziwianie było, ew. czajenie się ale zero ręko-łapo czynów). Cieszyliśmy się dniem codziennym, który mocno udany bo kicia nic nie boli, kicio ma chęć do zabawy i kicio czuje, że dzisiaj może góry przenosić.
najpierw było rozeznanie terenu
buszowanie w trawie bo zboża tymczasowo zabrakło
a potem podziwianie drzewek i kwiatków. Grafik dnia jest także nieco inny, kocio idzie spać koło 12 i śpi do ok. 17 wtedy dwunogi mają czas na polatanie sobie po mieście (i ew. dokupienie czegoś pysznego do jedzenia). Dzisiaj było święto chleba więc dwunogi skorzystały kupiły masę pyszności a w tym: - pasztet z cukinii - placuszki z dyni (już zjedzone, placki na 6+) - kotlety z kaszy gryczanej (lekko mdłe ale z sosem na mocną 4czkę) - ciasto marchwiowe (mega!) - ciastka marchwiowe z miodem (niepróbowane jeszcze) - zupka z dyni po dwie porcje na łebka z kluskami ziemniaczanymi (mega pycha, jedna porcja kosztowała 2 zeta) Częściej mogłyby być takie atrakcje, nie musiałabym się gimnastykować w kuchni :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz