czwartek, 13 września 2012

lekki powiew optymizmu

Po dniach pełnych spazmów rozpaczy postanowiłam się ogarnąć, tym kotu nie pomogę. I chyba jakiś efekt to dało. Wiem, że przy raku wpadanie w hura optymizm jest rzeczą błędną bo można się mocno przejechać także daleka jestem od tego, jednak powiało lekkim optymizmem. Ola jest po 4 dniu leczenia, które działa. Guz zmniejszył się praktycznie o połowę, Ola w ogóle nie chudnie i nie zmienia się jej zapach z pyszczka. Zapytacie pewnie o co chodzi z tym zapachem. Jestem już po 2 zwierzęcych rakach w trakcie trzeciego więc (na moje nieszczęście) mam już lekkie doświadczenie. Przy dwóch poprzednich zwierzakach miałam tak, że jeszcze przed diagnozą zmieniał się zapach z pyszczków (przed braniem jakichkolwiek leków) nie wiem jak to wytłumaczyć, ale tak było w obu przypadkach, dodatkowo dochodziła utrata wagi także mam nadzieję, że Ola nie jest w jakimś mega zaawansowanym stanie. Pewnie zapytacie jak do tego doszło, że kicia w ogóle została zdiagnozowana. To chyba moja nadopiekuńczość. W necie wyczytałam, że rak płuc jest u zwierząt najgorszy bo diagnozowany praktycznie u kresu choroby (daje mało objawów), u mnie Ola objawów nie miała w ogóle ale któregoś dnia (przyznaję byłam lekko wstawiona po imprezie) masowałam Olę i wyczułam gulkę na szyi. Miziam kota w tym miejscu codziennie (jest to jej ulubione miejsce) więc od razu się przestraszyłam gdyż wcześniej jej nie miała i jestem tego na 100% pewna gdyż średnio raz na miesiąc, raz na dwa miesiące bywam z Olą u weterynarza (Ola zaraziła się u poprzedniego weterynarza gronkowcem) i doktor też często sprawdzał węzły chłonne. Na zdjęciu RTG wyszło, że ta gulka nie koniecznie musi być rakowa bo ma w środku powietrze, jednak na płucach wyszły takie kropeczki (co jest charakterystyczne dla raka płuc). Nie chciałam kolejnych naświetlań dla Oli także na tym pozostaliśmy. Ola dostała leki i już po pierwszym dniu działania antybiotyku gulka zaczęła maleć (po 3 cim zastrzyku gulka jest o 50% mniejsza), także kicia dużo lepiej się czuje. Na początku leczenia byłam bliska rozważania uśpienia kota, naprawdę kicia kiepsko wyglądała i wydawało mi się, że to będzie kwestia dni. Mój kot jednak okazał się być silniejszy ode mnie, ba także mądrzejszy i postanowił mi o tym powiedzieć. Nie wiem jak Wy ale ja ze swoimi futrami jestem mocno zżyta i już wiele rzeczy, które próbują mi przekazać łapię w mig. Bałam się, że kicia będzie cierpiała, leczenie będzie ją męczyło więc zapytałam jej wprost któregoś pięknego wieczora jak to dalej będzie? Kicia odpowiedziała mi dzisiaj. Musicie wiedzieć, że Ola nie lubiła wizyt u weterynarza, w domu przed wyjazdem chowała się pod łóżko albo normalnie w świecie uciekała, wierciła się w poczekalni i próbowała uciec do domu. A dzisiaj (4ty dzień leczenia) o godzinie o której codziennie jeździmy na zastrzyk kicia grzecznie usiadła na przedpokoju i czekała i poczekalni także siedziała spokojnie po czym spokojnie znosiła wszelkie zabiegi. Dała znać, że ona jeszcze walczy i się tak szybko wcale poddać nie zamierza. Bogu dzięki! (I św. Judzie od spraw beznadziejnych do którego od kilku dni gadam, może słyszy facet i pomaga :))). 3majcie kciuki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz