poniedziałek, 24 września 2012

...

Chciałam napisać fajnego posta dokumentującego nasze kuchenne zabiegi, albo buszowanie po second handach, nowinki kosmetyczne nietestowane na zwierzętach ale wszelkie moje wizje umierają w pierwszej sekundzie. Mimo, że się staram o tym nie myśleć i wykorzystujemy czas na maksa aby cieszyć się każdą chwilą to i tak przychodzą takie momenty kiedy naprawdę mam ochotę strzelić sobie w łeb. Dla niektórych to tylko kot, będzie drugi. Dla mnie to jak dziecko, pełnoprawny członek rodziny, osoba! Jak kobieta poroni czy jej dziecko umiera na raka też mam do niej podejść i powiedzieć hej nie płacz, zrobisz sobie drugie. Jakie to okrutne i pozbawione jakiejkolwiek empatii. Jak sobie myślę, że jej zabraknie i to już niedługo to dosłownie nie dam rady oddychać, łzy czuję aż w płucach i mimo, że to nie pierwsza śmierć w moim domu to pewnie będzie z pewnością najtrudniejsza. Zwierzaki brałam w tym samym czasie, była cała ruchliwa i głośna trójka muszkieterów. I teraz odchodzi mi ostatnie. Dlatego tak cholernie boli mimo, że każda z tych śmierci była bolesna. Jednak teraz czeka mnie pustka i przerażająca cisza. Tak wiem mogę wziąć kolejnego kota/psa/papugę cokolwiek ale to nie będzie ta 3ka. Każde zwierzę jest wyjątkowe i indywidualne ale jak się jest z kimś połowę życia to traktuje się go inaczej, zwłaszcza, że te zwierzaki spędziły ze mną kawał dzieciństwa i tak naprawdę trudny okres mojego życia - dojrzewanie, pierwsze szkolne miłostki, zawody, błędy, nauki. Dzięki nim się uczyłam. Szymborska pisała kiedyś Umrzeć tego nie robi się kotu mogłabym to samo skierować do swojej Oli, umrzeć - tego nie robi się człowiekowi!!!. Serce mi pęka naprawdę nie radzę sobie mimo, że tak strasznie walczyłam o pokłady optymizmu. Może to wina okresu może jesiennej depresji, hormony największa dolegliwość kobiety. Faceci tak nie ryczą na każdym kroku. Najgorsza jest ta niepewność i strach. Boję się jej bólu i cierpienia. Boję się rozwoju choroby. I na końcu boję się jej odejścia. Nie, nie ryczę nad kotem całymi dniami. Korzystam, że kicię wybawiłam od 6 do 11 i od ok. 12.30 kicia ma porę drzemkową, pewnie do 17. Właśnie leży wygięta na wełnianej kołdrze. W styczniu dostałam 2 komplety pościeli wełnianej do zakupionych garnków z certyfikatem oszczędzania wody, energii takie tam bajery (fakt, faktem garnki są super i naprawdę oszczędzają i dużo wody i tłuszczy i energii - ale nie o tym teraz) - nie wiedziałam co z tymi kompletami robić w końcu różnie się tę wełnę pozyskuje (czasem idzie za tym stres i wiele ran zwierząt z których wełna jest pozyskiwana), głupotą byłoby wyrzucić w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu jest także problem z "utrzymaniem ciepła" (mówiąc dosłownie jest zimno jak...) położyłam więc wełniany materac pod prześcieradło no i kołderkę wiadomo do przykrycia. Kiedy Ola zachorowała stwierdziłam, że to najlepszy prezent dla niej. Ola kocha wełniane rzeczy. Znaczy kocha się nad nimi znęcać. Uwielbia ugniatać, wbijać pazurki, układać się i mielić właśnie na wełnianych rzeczach. Właśnie się przebudziła jakby czuła, że piszę o niej. Dokonuje popołudniowej higieny osobistej nadal ułożona na wspomnianej wełnianej kołdrze. Ogólnie w obecnej sytuacji nie odmawiam jej niczego. Może pić mleka ile chce, może drapać i niszczyć wszystko (mimo, że nigdy nie była niszczycielem), może jeść co chce (chociaż fajnie by było gdyby jednak jadła więcej lepszych rzeczy więc zdrowo rozsądkowo pozostałyśmy przy suchej karmie Sanabelle, mokrej Almo Nature jednak czasami Ola może rozkoszować się smakiem Sheby czy ukochanego Whiskasa gotowanego w sosie). Przepraszam, koniec audycji kot domaga się pieszczot a jak już mówiłam niczego jej nie odmawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz