czwartek, 26 kwietnia 2012

Do napisania tej notki natchnęła mnie dzisiaj otrzymana paczuszka.
Miesiąc temu brałam udział w „ekologicznym konkursie” na wizażu. Idea piękna – nagroda też miała być fajna i była, do czasu. Firma Oriflame zawsze widniała na zielonych listach firm z kosmetykami nietestowanymi na zwierzętach, wszyscy znaliśmy ich ideę naturalności i poszanowania praw zwierząt. Jednak prawda zawsze bywa okrutna – okazało się, że Oriflame weszło na rynek Chiński – a jak wiadomo chińskie prawo wymaga przetestowania każdego specyfiku na zwierzętach. Postanowiłam się upewnić i wysłałam maila do Oriflame z zapytaniem (odpowiedź wkleiłam także na wątek na wizażu dotyczący firm bezpiecznych), podsumowując oczywiście firma nie testuje, składniki są w 100% naturalne w ich laboratoriach też się nie testuje (ani gotowego produktu ani składników) ALE TU ZACZYNAJĄ SIĘ SCHODY a jeżeli chodzi o rynek chiński – WŁAŚNIE - (zagraniczny) oni się bardzo starają przedstawić wyniki z metod alternatywnych ale jeżeli nie zadowala to państwo (w tym przypadku Chiny) muszą dostarczyć dany kosmetyk i wtedy on jest badany na zwierzętach. Oczywiście oni walczą o zmianę tego prawa i bla bla bla (jasne, tyle firm walczy tyle lat tylko na samym gadaniu się kończy). Czyli proste i logiczne, że może i nie bezpośrednio ale pośrednio ich kosmetyki są testowane na zwierzętach. I teraz zamiast cieszyć się z pierwszej w życiu nagrody, siedzę i odprawiam mantrę nad tymi, jakże ładnymi kartonikami świecącymi do mnie certyfikatami: fair trade, eco cert i vegan. I jest mi tak potwornie przykro i smutno. Automatycznie Oriflame trafia na czerwoną listę testowaczy ale... moja nagroda? Na pewno ich nie wyrzucę – mija się to z jakąkolwiek logiką, już przecież powstały. Chciałam oddać. Zobaczę... na razie kontempluję.
źródło:kampaniespoleczne.pl
Pozostając w temacie wiwisekcji, 24 kwietnia obchodzony był międzynarodowy dzień przeciwko. Temat eksperymentów na zwierzętach na pewno jest Wam znany więc nie będę go wałkowała. Chodzi o to, że nie oszukujmy się mamy miliony rzeczy już przebadanych, miliony kosmetyków, chemii czy nawet produktów spożywczych po co dalej badać to samo? Są archwiwa, wyniki badań z lat wcześniejszych przecież można korzystać z substancji już znanych, przebadanych na co nam tyle tego? Co lepsze okazuje się, że tak naprawdę pierwotna wersja kremu czy balsamu była najlepsza. Moja taka mała refleksja jest też taka, że na ogół testowane są te rzeczy, które w większości są naszpikowane chemią, im bardziej naturalny kosmetyk tym więcej ma certyfikatów znaczących o swojej cenności. Ale to nie tylko certyfikaty świadczą o „czystości” danego kosmetyku. Weźmy np. zwykłą coca-colę, zastanawialiście się po co jest testowana na zwierzętach (bo była) wystarczy spojrzeć na skład – guma arabska, jakieś dziwne literki z cyframi – jak mawia moja mama „czysta, żywa chemia”. Badanie coca coli polegało jedynie na tym aby ustalić tzw. dawkę śmiertelną dla człowieka. I nie wiem jakim sensem było badanie dawki śmiertelnej dla człowieka na myszy tudzież króliku, przecież zwierzę inaczej reaguje na takie rzeczy a i przepraszam zwykły śmiertelnik na raz nie wypije 20 litrów coca coli. No chyba, że wypije, wtedy sorry ale to raczej umrze nie wiem na pęcherz, żołądek mu wybuchnie a nie zatruje go chemia. No ale to tylko moja taka luźna myśl, podobnie badana jest nikotyna (na beaglach). Dzisiaj Merys podrzuciła na wizaż link z dailymail dotyczący Jacqueline Traide, która przez 10 godzin poddawała się bestialskim aktom, które mają miejsce w laboratoriach gdzie testuje się kosmetyki na zwierzętach, tym samym, którym poddawane są zwierzęta. 24letniej Traide aplikowano różne smarowidła, które były też zakraplane do oczu (trzeba podkreślić fakt, że króliki nie mają powiek więc dla nich te cierpienia są niewymiernie większe gdyż nie mogą oczyszczać sobie gałek ocznych płynem, który powstaje dzięki tzw. „wachlowaniu powiekami”) – akcja Traide należy na najwyższy podziw i szacun dla tej dziewczyny ode mnie. Nie wiem czy ja bym wytrzymała 10 godzin takiej katorgi. Tutaj link do artykułu >>klik<<< A Wy jakich kosmetyków używacie, zwracacie uwagę na testowanie tudzież nie-testowanie, jakie są wasze ulubione firmy???

1 komentarz:

  1. Obecnie lubię niemiecką Alverde. Super firma dla wegetarian. Robi zarówno kolorówkę jak i kosmetyki typu żle pod prysznic. Ma też perfumki, ale cieniutkie trwałościowo.

    Z kolorowych kosmetyków mam słabość do szminek i błyszczyków NYX. Dla mnie bomba :)

    OdpowiedzUsuń